Forum Forum na temat przemocy w rodzinie Strona Główna Forum na temat przemocy w rodzinie
Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia" IPZ PTP
www.niebieskalinia.pl 
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Refleksja
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum na temat przemocy w rodzinie Strona Główna -> Forum ogólne o przemocy w rodzinie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
agaj



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 6

PostWysłany: Nie Cze 17, 2012 2:13    Temat postu: Refleksja Odpowiedz z cytatem

Czytam te wszystkie posty, stare i nowe i naprawdę nie mogę znaleźć niczego co nie byłoby również moim przeżyciem. Picie, bicie, poniżanie, zdrady, upokarzanie, interwencje policji. To tak, jakby te relacje, tak różnych przecież ludzi były serialem w odcinkach z mojego życia. I siebie też w tym widzę. Tą mnie sprzed paru lat, kompletnie bezradną, zastraszoną, ciągle jeszcze zakochaną mimo ewidentnie podłego traktowania, wierzącą naiwnie że ON, jaśnie pan, może się zmieni, może się obudzi, że może moja miłość i dobroć, moje poświęcenie i uległość go poruszy i będzie dobry, tak jak wtedy, gdy się o mnie starał. Że przecież dzieci... że dom, rodzina.
I widzę też siebie teraz. Taką, jaką się stałam przez pomoc terapeuty, przez czytanie wielu artykułów o psychopatach. Spływają po mnie już wszelkie obelgi, groźby, poniżające epitety, wyssane z palca historie o tym co na pewno robię w pracy (puszczam się, no bo jak inaczej?). Widzę tą całą patologię tak wyraźnie, tak przejrzyście, że chwilami naprawdę łapię się za głowę, gdzie ja miałam serce i oczy, że tak dawałam się wmanipulowywać w kretyńskie udowadniania, że jestem wierna, że się staram być super żoną. Przecież i tak nigdy niczego nie osiągnęłam. Zawsze zrobiłam coś nie tak, zawsze było nie dość czysto, zawsze nie załatwiłam czegoś, co pomogłoby mu w życiu a o czym nie miałam zielonego pojęcia. Na moje przepraszające i błagalne "przecież się staram" słyszałam tylko, "staraj się bardziej". Tylko że już nie było żadnego BARDZIEJ. Zrobione było wszystko a ciągle było źle. A mnie się wydawało, że ON pewnie ma rację.
I w końcu powoli, powoli zaczęło do mnie docierać, że coś tu jest nie tak. To ja gotuję, sprzątam, pracuję, zajmuję się dziećmi, biegam po urzędach w jego sprawach, wyprowadzam i szczepię jego psa, pocieszam gdy ma chandrę, kocham się z nim gdy ma na to ochotę, chociaż śmierdzi piwem na milę i błagam, żeby nie wychodził do kochanki na noc a on tylko ma nieustanne pretensje.Gdy mi przyłoży to mówi, że zasłużyłam i musiałam dostać, gdy próbował zadźgać mnie nożem to potem tłumaczył, że to moja wina i mam w sądzie powiedzieć, że wycofuję oskarżenie, bo ja byłam przyczyną jego agresji. Że gdybym była grzeczna to on by tak nie zrobił!
I w końcu wyleczyłam się. Z niego. Beznadziejnie długo to trwało, wiele bolesnych i trudnych etapów musiałam przejść by zobaczyć wreszcie to, co ten pan ze mną robi. A moją niezaprzeczalną winą jest to, że na to pozwalam.
Gdy czytam w postach o tym morzu bólu i rozpaczy tych kobiet, które jeszcze nie widzą z jak potwornym, czystym złem mają do czynienia, to naprawdę chciałabym im wszystkim pomóc. Wiem, że nie mogę. Że muszą same odnaleźć ponownie siebie, własną godność i podnieść się z bagna, w jakie wpadły. Że muszą stać się kompletnie nieczułe na wyzwiska, obelgi, niesłuszne obmowy do znajomych, poniżania i mieć niezachwianą i głęboką pewność, że są wartościowymi, wspaniałymi ludźmi o jasno wytyczonych celach w życiu.
To jest chyba jedyna droga by odseparować się od rynsztoku w jakim się znalazły.Robić swoje nie zważając na wszelkie przeciwności, wierzyć, że tak jest dobrze.
Ja już wiem, że to się może udać. Co z tego, że on góruje nade mną siłą fizyczną? Może mnie zabić, to prawda. Gdy będzie mocno pijany i zaburzy mu się mocno jego ocena sytuacji tak może się stać. Lecz pamiętajcie, psychopatę do działań pobudza strach i niemoc ofiary. Jeśli oni wiedzą, że się ich nie boimy, że mamy w nosie ich groźby i okazywaną furię, jeśli obojętnie patrzymy jak demolują sprzęty bądź drogie nam przedmioty i gdy trochę ochłoną mówimy spokojnie "posprzątaj", gdy próbują się zabić wychodzimy do drugiego pokoju a gdy rzucają się na nas zimno cedzimy "spróbuj tylko", to wytrącamy im broń z ręki. Nie współgramy już w tym spektaklu. Nie jesteśmy w roli. Oni wtedy stają się bezradni. Jasne, że będą próbować na wszelkie sposoby. Inwencji im nie brak. Podstawa to NIE DAĆ SIĘ WCIĄGNĄĆ W TĄ GRĘ, bo wtedy przegracie.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Echnaton
Moderator - Współpracownik NL konsultant ds. prawa i procedur
Moderator - Współpracownik NL konsultant ds. prawa i procedur


Dołączył: 15 Lis 2006
Posty: 6110
Skąd: Suwałki

PostWysłany: Nie Cze 17, 2012 13:42    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Pewnie w większości tych sytuacji tak bywa, czasami nawet tak jest ale...Oni szukają po omacku, czasami "eksperymentują" w celu zwiększenia swego oddziaływania i wtedy....DBAJCIE O SWOJE BEZPIECZEŃSTWO! Można występować otwarcie, zdecydowanie, ale...lepiej mieć jakieś zabezpieczenie,wsparcie, plan działania....
_________________
„lepiej zapal świecę, niż byś miał przeklinać ciemność”
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora
agaj



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 6

PostWysłany: Nie Cze 17, 2012 23:16    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Zgadza się. Ja też kieruję się intuicją. Wyczuwam po prostu, kiedy lepiej "zejść z drogi" i nie reagować, kiedy ostro pokazać swoje granice, ale zawsze pamiętam, żeby nie dać się wciągnąć w rozgrywkę, nie zacząć czegoś tłumaczyć, bo wtedy on bierze górę. Argumentacja psychopaty jest tak zadziwiająca, tak prymitywnie i jednocześnie absurdalnie logiczna, ze trudno jest z nią polemizować. Poza tym, on uważa, że zawsze ma rację, więc cokolwiek się nie powie i tak w jego logice jest potwierdzeniem jego teorii.
Nigdy nie staram się go prowokować, chociaż jest to w sumie mało istotne, bo mogę nic nie robić a i tak okazuje się, że właśnie go wkurzyłam.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Łucja J



Dołączył: 10 Mar 2012
Posty: 77

PostWysłany: Pon Cze 18, 2012 20:13    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

agaj napisał:
Wyczuwam po prostu, kiedy lepiej "zejść z drogi" i nie reagować, kiedy ostro pokazać swoje granice, ale zawsze pamiętam, żeby nie dać się wciągnąć w rozgrywkę, nie zacząć czegoś tłumaczyć, bo wtedy on bierze górę.

Nigdy nie staram się go prowokować, chociaż jest to w sumie mało istotne, bo mogę nic nie robić a i tak okazuje się, że właśnie go wkurzyłam.

Tylko po co w tym tkwić? W imię "na dobre i na złe?" Uczynić z wyjścia z życiem ze starcia z psychopatą zasługę czy grę? Nie rozumiem...
Mam lepsze pomysły na życie.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
agaj



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 6

PostWysłany: Wto Cze 19, 2012 22:45    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Ja w tym już "nie tkwię". I bardzo zresztą mnie to cieszy. Ten człowiek mnie jednak cyklicznie nawiedza, a ponieważ jest totalnym prymitywem to zachowuje się tak, jakby ciągle był panem tego domu i miał coś do powiedzenia, bo "płaci na dzieci". Próbowałam go już nie wpuszczać, ale to raczej nie jest zbyt bezpieczne, bo jego zachowania stają się wtedy nieobliczalne i może być nieciekawie. W tym wszystkim trzeba znaleźć złoty środek, niestety. Gdy ma prawo wejść, to jest spokój, a to jest bardzo ważne. W końcu i tak wyjdzie, na szczęście.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Echnaton
Moderator - Współpracownik NL konsultant ds. prawa i procedur
Moderator - Współpracownik NL konsultant ds. prawa i procedur


Dołączył: 15 Lis 2006
Posty: 6110
Skąd: Suwałki

PostWysłany: Sro Cze 20, 2012 2:22    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Kiedy nie wpuszczasz go do swego domu staje się niebezpieczny? A niechaj uderza choćby głową w betonowy mur, co Tobie do tego? Ty masz czuć się bezpieczna , a jeśli Twoje kontakty z nim są...niebezpieczne to czas je zmienić, nawet za pomocą sodowych nakazów, zakazów, ograniczeń....
_________________
„lepiej zapal świecę, niż byś miał przeklinać ciemność”
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora
Łucja J



Dołączył: 10 Mar 2012
Posty: 77

PostWysłany: Sro Cze 20, 2012 7:20    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

agaj napisał:
Ja w tym już "nie tkwię".
Próbowałam go już nie wpuszczać, ale to raczej nie jest zbyt bezpieczne, bo jego zachowania stają się wtedy nieobliczalne i może być nieciekawie. W tym wszystkim trzeba znaleźć złoty środek, niestety. Gdy ma prawo wejść, to jest spokój, a to jest bardzo ważne. W końcu i tak wyjdzie, na szczęście.

Tkwisz!!! Co z tego, że nie co dzień?!
"Złoty środek" w takiej sytuacji?! Tu trzeba radykalnie powiedzieć DOŚĆ! Echnaton dobrze mówi.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
agaj



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 6

PostWysłany: Nie Cze 24, 2012 0:34    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Wiem, że Enchaton ma rację. Najlepiej byłoby nie wpuszczać. Tylko ja niestety przerobiłam już ten sposób jakiś czas temu. Nie wpuściłam, to wybił okno i wszedł. Przyjechała policja a on im wytłumaczył, że go zaprosiłam na kolację. Panowie nie bardzo mu uwierzyli i kazali opuścić mieszkanie, no to wyszedł z nimi a gdy pojechali to był z powrotem. Parę innych razy wyproszony przez policjantów z domu czyhał na mnie na ulicy. Przy policji jest bardzo grzeczny, wręcz czarujący, więc nie mają powodów, żeby go zatrzymywać.
Jeśli chodzi o nakazy czy zakazy sądowe to od dawna sobie z nich nic nie robi. Ma nakaz leczenia odwykowego, od kuratora wiem że dostał już kiedyś parę terminów. I co? I nic! Leczyć się i tak nie leczy. Przed kuratorem się skutecznie ukrywa. Po zaatakowaniu mnie miał ustanowiony sądownie dozór policyjny 3 razy w tygodniu. Nie stawiał się, BO NIE! I znowu nic! Na rozprawie w swojej sprawie nie pojawił się ani razu, bo chyba się bał, sędzia groziła, że go za lekceważenie sądu zamknie, ale jakoś nie zamknęła ani nie nakazała doprowadzenia, tylko wydała wyrok zaocznie.
Miał płacić sądowi jakąś grzywnę. Wiem, że nie zapłacił. Podobno zamienia się to wtedy na areszt przez jakiś czas, ale jemu jakoś nie zamieniono i wszystko jest ok.
Jakkolwiek by się nasze organa ścigania starały być skuteczne i chronić społeczeństwo, blokuje je seria przepisów, których muszą się trzymać.
Ja go nie wpuszczę, a on mi podpali mieszkanie, jak już wielokrotnie słyszałam. Co mi z tego, że nawet go wskażę, i nawet go złapią (choć to mało prawdopodobne) i pójdzie siedzieć. Mieszkania nie będę miała, a jego po paru latach (a może szybciej, za dobre sprawowanie) wypuszczą. Nie będę już nawet pisać jaką zemstę planuje, jeśli pójdzie siedzieć przeze mnie, jak tylko wyjdzie. Aż niedobrze się robi.
Myślałam już o tym, żeby w czasie jego ewentualnej odsiadki przeprowadzić się tak, żeby nie mógł mnie znaleźć. Ale, do licha, czy mam potem do końca życia nie być pewną, czy się przypadkiem nie spotkamy na ulicy? I ciągle się bać, że mnie znajdzie? To ja mam przed nim uciekać?
Znam go dobrze i wiem, że ten pan wszystkie swoje groźby potrafi wprowadzić w czyn, bo już mi to udowodnił. Rozjuszony zatraca kontakt z rzeczywistością i działa wiedziony agresywnym, zwierzęcym instynktem.
Policja i sądy na niewiele się tu zdadzą, bo jak widać są zupełnie bezradne gdy ktoś gra im na nosie a nie dopuścił się żadnego ciężkiego przestępstwa. Ja mogę sobie policję wołać. Oni przyjadą ale jak sprawę "załatwią" to pojadą. A ja tu zostanę i poniosę konsekwencje od niego. A jak będzie bardzo zły, to mogę już nie zdążyć zawołać policji drugi raz.
Dlatego mimo wszystko wolę go wpuszczać, bo wtedy nie drażnię bestii, która w nim drzemie. Sam pisałeś, Enchatonie, żeby dbać o własne bezpieczeństwo. Nie jest to może najlepszy sposób, ale właśnie w ten sposób dbam.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690

PostWysłany: Nie Cze 24, 2012 7:01    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Witaj..
Lucja ma racje- tkwisz w tym po uszy.
Jesli mozna zapytam inaczej:
kiedy on przychodzi - co robi? co robicie?
moje pytanie nie dotyczy tego, ze on przychodzi ale po co on przychodzi.?
Chcialabym, ustalic bilans Waszych "zyskow" z tych jego wizyt.
cos musi byc na rzeczy - skoro on wraca-a ty jednak sie na to godzisz.
Nadaj swojemu opisowi aspekt mniej teoretyczny i przypieczetowany gotowymi wnioskami / Twoimi wnioskami- czyli ofiary - czyli wnioskami wyciagnietymi z zaburzonego postrzegania sprawcy jako wszechpoteznego./
Opisz Was oboje.. jaka postawe przyjmuje on, jaka TY.. w tle sa dzieci..
Miedzy sprawca a ofiara odbywa sie swoisty balet- oboje graja w jedna gre.. wiesz juz bardzo duzo na temat sprawcy.. twoje obserwacje sa trafne w sferze teoretycznej.. ale czytajac Twoje posty - odnioslam wrazenie ze pominelas siebie i swoj udzial w tej grze.
Propozycja..
pisz tutaj.. opisuj jego wizyty.. opisuj jego reakcje, ale i swoje reakcje.
obserwuj jego i siebie.. Cel: zdjac z Twoich zmyslow wizerunek jego mocy. Pokazac go jako malego nic wartego czlowieczka ktorego jedyna sila jest to, ze TY sie go boisz.
Pokazac Tobie ze " banie sie jego" tak naprawde jest zaslona, wymowka , usprawiedliwieniem .. i ze nie jego sie boisz.. ale.. no wlasnie ? Tego trzeba sie dowiedziec. TY musisz sie tego dowiedziec, nazwac to.
Nie ma sprawcy bez ofiary. Kiedy " po akcji' czesto brutalnej dla ofiary sprawca mowi to swoje slynne zdanie: : zobacz co MI zrobilas, sprowokowalas mnie, to twoja wina" - nalezy to zdanie przyjac doslownie , i nie szukac w nim aberacji. Sprawca i ofiara sa jak echo, wzajemnie siebie stymuluja do okreslonych zachowan.
Jesli on wraca- to cos dostaje , jesli ty nie podejmujesz radykalnych krokow- to i ty cos dostajesz.
Sprobuj z nasza pomoca dotrzec co to jest , jakie diabelskie impulsy/ Lęki / Was razem trzymaja.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Łucja J



Dołączył: 10 Mar 2012
Posty: 77

PostWysłany: Pon Cze 25, 2012 9:03    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

marta 25 napisał:
Nie ma sprawcy bez ofiary. Kiedy " po akcji' czesto brutalnej dla ofiary sprawca mowi to swoje slynne zdanie: : zobacz co MI zrobilas, sprowokowalas mnie, to twoja wina" - nalezy to zdanie przyjac doslownie , i nie szukac w nim aberacji. Sprawca i ofiara sa jak echo, wzajemnie siebie stymuluja do okreslonych zachowan.
Jesli on wraca- to cos dostaje , jesli ty nie podejmujesz radykalnych krokow- to i ty cos dostajesz.
Sprobuj z nasza pomoca dotrzec co to jest , jakie diabelskie impulsy/ Lęki / Was razem trzymaja.

Zgadzam się Sad
Takie sprawy warto omawiać na terapii. Wtedy można wyjść z tego zaklętego koła.
Agaj, wiem, że robisz to, co uważasz za "możliwe", ale ta droga wcale nie jest bezpieczna. Prześladowca powolutku będzie żądał coraz więcej Sad
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690

PostWysłany: Pon Cze 25, 2012 10:53    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Agaj- TY juz duzo wiesz i rozumiesz, dlatego masz szanse ze i wyjdziesz z tego zwiazku ale masz tez szanse zrekosnstru0wac siebie w taki sposob aby juz nigdy nie popasc w podobna zaleznosc. Nie kazda kobieta ma taki potencjal. Bardzo czesto zachowania przemocowo obronne sa tak trawale zakodowane a dostep do wlasnych uczuc zablokowany, ze dana jest skazana na powielanie tcyh samych przemocowych schematow.
Wychodzenie na prosta z przemocy mozna podzilic na dwa etapy:
1. uwolnienie sie od leku i odizolowanie - bezpieczenstwo fizyczne
2. przebudowanie siebie w taki sposob aby uzyskac bezpieczenstwo emocjonalne dzieki ktoremy dana osoba potrafi obronic sie przed potencjalnym agresorem psychicznym , obronic, rozpoznac i uniknac ponownego wejscia w toksyczny zwiazek.
To drugie jest nie tylko trudniejsze ale niestety nie dla kazdego mozliwe.
Oba etapy powinny byc rownolegle do siebie.
Mam wrazenie,ze poczatek zmian zaczyna sie w chwili , kiedy ofiara przemocy konczy etap emocjonalnego wyrzucania z siebie doznanych krzywd i oskarzania sprawcy i ktoregos dnia zatrzyma sie i zapyta siebie : jak to sie stalo? jak to mozliwe ze akurat ja? co ze mna jest nie halo,ze pozwolilam tak sie traktowac? dlaczego nie odeszlam wczesniej? czego sie balam? o co mi szlo? co chcialam sobie ? a jesli nie sobie to komu? udowodnic? co chcialam wymusic na .. partnerze ? na zyciu? na swoim losie? Uzylam slowa ' wymusic" swiadomie.
Kiedy najpierw uswiadomienie sobie tych pytan a nastepnie szukanie i znalezienie odpowiedzi na chocby jedno z nich na poczatek- sprawia ze zmienia sie postawa ofiary.. ofiara staje sie bogatsza o malutka na poczatku czastke samoswiadomosci i o tylez ubozsza w " byciu " ofiara.
I tak kroczek po kroku..
Sprawca jest zwiazny z ofiara. Kiedy spostrzeze ,ze zamiast ofiary ma przed soba coraz bardziej swiadoma siebie kobiete odporna na jego ataki manipulacyjne- dosc czesto.. mowi: zmienilas sie !, nie jestes juz taka jaka ciebie kochalem" i nie kryje rozczarowania.
A to zamilklo echo.. zaczyna mu brakowac narkotyku, tego co trzymalo go przy ofierze.
Jedno jest pewne: zadna strategia wobec psychopaty nie ma sensu na dluzsza mete, bo jest zbyt wyniszczajaca i co wazniejsze niczemu nie sluzy. .
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
agaj



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 6

PostWysłany: Pią Lip 13, 2012 0:46    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Czytałam te wszystkie posty już dawno temu. Nie chciałam pisać, bo wolałam to najpierw dobrze przemyśleć. Wszystkie macie rację. Wiedziałam to już czytając wszystko po raz pierwszy. Ta gra się na pewno jeszcze nie skończyła. I to prawda, że jest to swoisty balet między sprawcą przemocy a jego ofiarą.
Co mi się udało?
- udało mi się wyzwolić od lęku przed jego groźbami werbalnymi
- udało mi się umieć stanowczo sprzeciwiać się jego chorym zakazom i nakazom i w ogóle ich nie respektować
- udało mi się dojść do perfekcji w nie wchodzeniu w potyczki słowne, prowokacje do awantur, zaczepki,
- nie tłumaczę się przed nim, gdy stawia mi chore zarzuty, podejrzenia
- jestem całkowicie obojętna na jego próby robienia z siebie mojej ofiary,
- wyzwoliłam się z emocjonalnej zależności od niego
Co ciągle jeszcze jest nieudane?
- boję się jego siły fizycznej - to jest tur, który jednym uderzeniem może zabić, dlatego staram się w miarę możliwości go nie drażnić (ja go nie wpuszczę, a on dopadnie mnie gdzieś na ulicy i zmasakruje, albo włamie się do domu i w ataku szału wszystkim domownikom zrobi krzywdę - nawet nie zdążę policji wezwać)
- boję się jego agresji - jest wtedy nieobliczalny
Jak patrzę na to co napisałam właśnie, to wygląda to tak, jakbym psychicznie zdołała uniezależnić się od niego, a to, czego się tak boję, to jego niezaprzeczalna fizyczna przewaga, choć to też częściowo aspekt psychiczny. Na pewno boję się też jego totalnego braku respektowania prawa, etyki i norm społecznych. Jemu sądy mogą zakazywać kontaktów ze mną... on ma to w nosie. Robi co chce i nawet chyba nie rozumie, że tak nie wolno, bo mu się to udaje. Samochód prowadzi bez prawa jazdy, zawsze pod wpływem alkoholu. Raz go na tym złapano, dostał zakaz prowadzenia na 3 lata a i tak dalej jeździł. Miał dozór policyjny 3 razy w tygodniu - w ogóle nie chodził i też nikt mu za to nic nie zrobił. Nawet go nie szukali. Sędzia groziła na sprawie o znęcanie, że jak się nie stawi na kolejne sprawy to go zamknie. Nie pojawił się na żadnej i też było dobrze. I to są rzeczy, których na pewno się boję, dlatego ta gra się toczy.
Jestem drobną kobietą a on rosłym osiłkiem, w dodatku bardzo agresywnym. Pokazał mi już co potrafi. Wisiałam już pod sufitem a on mnie dusił jedną ręką, latałam jak piłka po całym pokoju, bo mnie podnosił i ciskał gdzie popadło, nie mówiąc już o 'wypłacanych liściach", bo przy tym co robił to były nic nie znaczące ozdobniki. Ja to pamiętam i tak, z całą pewnością piekielnie się tego boję, a on na pewno też czuje, że to już jego jedyna, ostatnia przewaga nade mną. I na razie naprawdę nie umiem przeskoczyć tego tematu. Może jeszcze nie dojrzałam. Ale to tak, jakby nikt nie bał się chodzić wieczorami po zakazanych dzielnicach. Jak mam przestać się bać agresywnej, często wykorzystywanej siły fizycznej, jeśli ja takowej nie posiadam?
A teraz "dlaczego przychodzi?"
To bardzo proste. On czeka i kontroluje sytuację. Tak naprawdę to gdzieś ma mnie i dzieci. Tu chodzi o mieszkanie. Cały czas liczy na to, że będzie tu mieszkał, bo on nic własnego nie ma. Jak przychodzi, niby do dzieci, w gruncie rzeczy chodzi o to, żeby kontrolować, czy ja nikogo nie mam, a jakbym miała, to skutecznie przegonić. Chodzi o to, żeby tak mi utrudniać życie, żebym w końcu skapitulowała i zgodziła się na niego, bo na nikogo innego on nie pozwoli. Jest to kompletnie chore, bo ja po takich doświadczeniach nie mam już żadnej ochoty na związki, więc to mnie akurat nie rusza, ale w jego chorym rozumowaniu bez seksu nie da się żyć, więc robi co może, żebym odczuła brak łóżka. Dla niego to, że jesteśmy rozwiedzeni nie ma żadnego znaczenia. A mieszkanie jest dużą stawką, więc warto przychodzić. Można by sprowadzać kumpli, kochanki. Mnie tak zahukać, żebym nie miała siły się bronić. Może nawet wyrzucić... Bo kto mu coś zrobi? Jaki Sąd? Jakie prawo? On jest ponad tym!
Doskonale wiem, że jeszcze do końca z tej gry nie wyszłam. To prawda, że coś tam już wiem, z czegoś tam się wyzwoliłam, ale został jeszcze przede mną ten zasadniczy krok. A na to, przez lęk przed jego rozjuszeniem jeszcze nie umiem się zdobyć.
Dzięki wszystkim za posty. w codziennym życiu zdarza mi się o tym wszystkim zapominać, po trochu też już do tego przywykłam. A wy zmuszacie mnie do myślenia o tym i pomagacie w przygotowaniu się do ostatecznego zakończenia tej sprawy. Mam nadzieję, że dzięki temu zyskam siłę, której na razie mi brak.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690

PostWysłany: Pią Lip 13, 2012 5:22    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Wyjasnij o co chodzi z tym mieszkaniem. czyje ono jest, dlaczego jest dla ciebie tak wazne.
Moze zastanowimy sie czy mieszkanie nie jest tu tematem zastepczym.. Nie jego ale TWOIM pretekstem aby dalej w tym tkwic. Piszesz,ze boisz sie jego sily fizycznej ale....nadal jestes w polu jego razenia. O co chodzi? mieszkanie wiecej warte niz zycie? niz zdrowie?

Piszesz:
Co mi się udało?
- udało mi się wyzwolić od lęku przed jego groźbami werbalnymi
- udało mi się umieć stanowczo sprzeciwiać się jego chorym zakazom i nakazom i w ogóle ich nie respektować
- udało mi się dojść do perfekcji w nie wchodzeniu w potyczki słowne, prowokacje do awantur, zaczepki,
- nie tłumaczę się przed nim, gdy stawia mi chore zarzuty, podejrzenia
- jestem całkowicie obojętna na jego próby robienia z siebie mojej ofiary,
- wyzwoliłam się z emocjonalnej zależności od niego
Co ciągle jeszcze jest nieudane?
- boję się jego siły fizycznej - to jest tur, który jednym uderzeniem może zabić, dlatego staram się w miarę możliwości go nie drażnić (ja go nie wpuszczę, a on dopadnie mnie gdzieś na ulicy i zmasakruje, albo włamie się do domu i w ataku szału wszystkim domownikom zrobi krzywdę - nawet nie zdążę policji wezwać)
- boję się jego agresji - jest wtedy nieobliczalny
Jak patrzę na to co napisałam właśnie, to wygląda to tak, jakbym psychicznie zdołała uniezależnić się od niego, a to, czego się tak boję, to jego niezaprzeczalna fizyczna przewaga, choć to też częściowo aspekt psychiczny.
Przeczytaj to .. nawet kilka razy. Juz sobie odpowiedzialas na putanie
Co ciągle jeszcze jest nieudane?
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
agaj



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 6

PostWysłany: Pią Lip 13, 2012 22:45    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Mieszkanie jest całkowicie moje. On do niego nic nie ma. Jednej rzeczy tu nie rozumiesz a jest to ważne. Gdy się poznaliśmy ja miałam wszystko, a on nic. Mieszkał w barakach, w dodatku nie u siebie. Kątem, bo się przykleił do jakiejś kobiety, o której, rzecz jasna, nic mi nie powiedział. Dowiedziałam się dużo później. Ja miałam własne mieszkanie, samochód, intratną pracę. On nie umiał postarać się o pracę, pracował na czarno dorywczo. Nie miał nawet rzeczy. Jedna koszulka, którą co wieczór cerował, dwie pary skarpetek i spodnie. I ortalionowa kurtka. Wsio.
Kochałam, więc go poustawiałam. Znalazłam mu pracę, pokupowałam ubrania. Nie było dla mnie istotne, że on jest biedny. Mogłam nas spokojnie we dwoje utrzymać. wtedy myślałam, że on też mnie kocha. Teraz wiem, że to było czyste wyrachowanie. Miał kobietę, mieszkanie, utrzymanie, samochód. I to wszystko za nic!
A teraz to stracił! Dlatego walczy, nie odpuszcza, przychodzi, nęka, bo wydaje mu się, że siłą coś wskura. On zna tylko rozwiązania siłowe. Inaczej nie umie.
Zgadza się, że jestem w polu rażenia. Ale jak go nie wpuszczę, to dam mu jeszcze większy pretekst i wtedy naprawdę będę w polu rażenia.
Rozumiesz tę desperację? Mieć wszystko za darmo i nagle to stracić? Ja jestem najmniej ważna. Tu chodzi o materialne sprawy.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
mgrabas



Dołączył: 09 Sie 2008
Posty: 1516

PostWysłany: Sob Lip 14, 2012 6:20    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

agaj napisał:
(...) Robić swoje nie zważając na wszelkie przeciwności

dodałbym: dążyć do tego jak powinno być
Cytat:
wierzyć, że tak jest dobrze. (...)

ostrożnie z tym wierzeniem, bo jeśli się wierzy w błąd i w tym tkwi?
są ludzie, którzy się zmieniają, na lepsze
i są opuszczeni przez najbliższych
_________________
Co Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum na temat przemocy w rodzinie Strona Główna -> Forum ogólne o przemocy w rodzinie Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group