kulerzynka Wolontariusz NL
Dołączył: 21 Lip 2008 Posty: 1553 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Czw Sie 06, 2009 17:08 Temat postu: "To ta kur..., co sypiała z ojcem" |
|
|
"To ta kur.., co sypiała z ojcem"
"Na policji powiedziałam, że ojciec dwanaście lat mnie wykorzystywał. I teraz żałuję. Po tym, co później przeszłam, drugi raz bym tego nie mówiła. I nie będę namawiać innych dziewczyn. Bo niby jest tyle instytucji pomagających ofiarom przemocy w rodzinie, ale mi nikt nie pomógł. Ze wszystkim musiałam sobie poradzić sama" - opowiada Halina.
Wiosną sąd skazał jej ojca na 15 lat więzienia. Pierwszy raz zgwałcił córkę, gdy miała 12 lat. Matka wyjechała właśnie do szpitala rodzić jej braciszka.
Ewka
Sypiał z Haliną regularnie, choć w małym, dwupokojowym mieszkanku, w którym mieszkała z rodzicami i dwoma braćmi, wydaje się to niemożliwe. Matka przyzwalała, aby córka sypiała z ojcem w jednym łóżku, a ona sama - w drugim pokoju, z synami. Raz złapała ich prawie na gorącym uczynku. Nie zareagowała.
"Na początku mnie to nawet nie dziwiło, bo ojciec mówił, że to normalne i pewnie u koleżanek jest tak samo. Jednak przez skórę czułam, że coś jest nie tak" - wspomina Halina. "W domu potrafiłam się rozdwoić: jedna Halina kładzie się, zamyka oczy i czeka, aż on skończy, druga ma normalne życie, uczy się, jest wesoła".
Specjalnie udawała, że wszystko jest w porządku, bo nie chciała, żeby ktoś się dowiedział. Wstyd przed ludźmi był najważniejszym powodem. Że to tak długo trwało...
Drugi powód to strach przed ojcem. Nie bił jej, ale szantażował psychicznie. "Od dziecka tresował mnie jak psa. Przekonywał, że to dla mojego dobra: Jesteś kobietą - mówił - masz swoje potrzeby, ale możesz trafić na mężczyznę, który cię wykorzysta, więc lepiej te potrzeby załatwiać w domu, ze mną. Wmówił mi, że bez niego sobie nie poradzę. Myślę, że zwyczajnie się we mnie zakochał. Był zazdrosny, zawsze chciał mieć mnie w zasięgu wzroku".
Ludzie widzieli, że jej pilnuje. Dopingowali go: "Pilnuj córki, pilnuj, to ci się nie skurwi!"
Dopiero gdy miała 24 lata, zdecydowała się z tym skończyć.
"Musiałam się od niego uwolnić. Nie widziałam innego sposobu niż taki, że ojca zabiorą z domu".
Pomogła jej koleżanka, Ewka. Dzięki niej zrozumiała, że ma prawo do normalnego życia. To ona znalazła w Internecie fundację, która pomaga rodzinom i ofiarom przemocy. "Pojechałyśmy, przyjęła nas prawniczka. Opowiedziałam, z czym przychodzę. "A gdzie dowody?" - westchnęła. "Ja pani wierzę, ale sąd? Czy może pani np. zrobić zdjęcie podczas stosunku albo dostarczyć coś innego, namacalnego?""
Pożyczyła od koleżanki dyktafon. Ojciec był lekko podchmielony. Zaczęła rozmowę. Nagrało się m.in., że gdy była mała, sprawdzał palcem, czy jest dziewicą. Dla jej dobra.
Zanim poszła na komisariat, musiała przełamać lęk przed ojcem. Ale przede wszystkim pogodzić się z tym, że występuje przeciwko osobie bliskiej, głowie rodziny, człowiekowi, który zarabia na dom.
O swojej decyzji powiedziała matce. Ta udawała, że o niczym nie wiedziała: "Jak mogłeś jej to robić?!" - krzyczała na ojca.
Wieś
W komisariacie dwie godziny czekała na psychologa. Gdy przyjechał, długo nie potrafiła wykrztusić z siebie słowa. W końcu opowiedziała wszystko.
Policjant zapewniał, że to, co mówi, nie ujrzy światła dziennego. Później jednak uściślił: "Ja nie powiem, ale mam przełożonych, a media za takie informacje dają pieniądze i mają swoich podpłaconych ludzi".
Dobrze, że wzięła dyktafon, bo w komisariacie nie mieli. Ale policjant, który spisywał z taśmy, i tak był niezadowolony - już prawie piąta, a on musi siedzieć w pracy.
"Z komisariatu zawieźli mnie na badanie ginekologiczne do miasta. Ale i z tym był problem - pielęgniarka piekliła się, kto za nie zapłaci?! Policjant dzwonił do prokuratury, prokuratura do szpitala. A lekarz się dziwił: "Po co badania, skoro gwałt był 12 lat wcześniej? Tak do pięciu godzin to można coś stwierdzić, ale po latach, nie ma szans - wyjaśniał. Pewnie liczyli, że wciąż jestem dziewicą, że konfabuluję i sprawa sama się rozwiąże".
Kiedy Halinę przesłuchiwano, policja aresztowała jej ojca. Na drodze za wsią.
Do domu wróciła koło 10, policyjnym radiowozem. Rano o siódmej poszła po bułki. I już cała wieś wiedziała. W sklepie usłyszała za plecami: "To ta ***, co sypiała z ojcem". A potem cały czas docinki: "Tak długo trwało, to pewnie sama chciała" albo "Ojca za kratki wsadziła, bo dawanie mu dupy przestało jej się podobać".
Do niej nikt się nie odzywał. Nawet babka, mama matki.
Okazało się też, że każdy coś widział - jak z ojcem na kocu leżała, jak się migdalili w lesie albo w komórce.
"Tych, co tak mówili, na świadków podałam, ale żaden nie potwierdził tego, co gadał na boku, przed sądem" - opowiada Halina.
Psycholożki
Rodzina jest po jej stronie, ale po cichu ma pretensję, że zabrała jej ojca. Zwłaszcza młodszy brat. Tatę kocha, bo odprowadzał go do szkoły i grali w ping-ponga.
"Na Wigilię prosił mnie przy życzeniach: "Halinka, odwołaj, co powiedziałaś, żeby tata mógł wrócić do domu"".
Bratu pomaga psycholog. Do poradni wysłała go szkoła, bo jak wytłumaczyć 13-latkowi to, co się stało?
Ojca w więzieniu też badali psycholodzy i psychiatrzy. Ma mieć nawet zabieg na serce.
"Lepiej się nim zajęto niż mną, ja żadnej pomocy nie miałam" - mówi Halina.
Na początku bała się wychodzić na ulicę. Taka blokada. Ciągle płakała: "Do dziś mam sny, że ojciec mówi, że się zemści i mnie zabije. Szukałam kogoś, kto pomoże mi zapomnieć".
Policyjna psycholog nie pomogła. "Zajmujemy się funkcjonariuszami, a ofiarami przemocy tylko doraźnie, tuż po zdarzeniu. Nie prowadzimy terapii" - wyjaśnia Joanna Markiewicz, szefowa zespołu psychologów przy wrocławskiej komendzie wojewódzkiej policji. "Ale zawsze dajemy ofiarom adresy i telefony instytucji, które taką pomoc świadczą nieodpłatnie".
Ta psycholog, z którą rozmawiała Halina, żadnych adresów jej nie dała. Dziewczyna poszła więc do fundacji, w której poradzono jej nagrać ojca.
"Ale jedna psycholożka nie chciała się mną zająć, bo pomaga już osobie w podobnej sytuacji i nie może nas dwóch leczyć. A inna podczas rozmowy cały czas patrzyła na zegarek i w końcu zniecierpliwiona przerwała sesję: "Przepraszam, jestem umówiona na kawę, resztę opowie mi pani przy następnym spotkaniu"".
W Internecie znalazła więc inną fundację, ale poradzono jej, aby trzymała się specjalisty, który zaczął leczenie.
"Wróciłam, ale już do innej psycholożki. Powiedziała, że mam poważny problem i dobrze by było, gdyby zajęła się mną profesjonalistka, jej znajoma. Pani profesor za sesję bierze jednak 200 zł, ale z jej polecenia to może 170".
Mogła też poczekać, jak ona sama we wrześniu otworzy prywatny gabinet. Będzie taniej.
"A w ogóle to one wszystkie robiły duże oczy, jakbym opowiadała im jakieś opowieści z krypty".
Może dlatego, że Halina nie wygląda na ofiarę. Wesoła, wygadana, zrobiła maturę, skończyła szkołę pomaturalną. Z nauką nie miała kłopotów: "Jak siedziałam nad książkami, to mnie ojciec nie ruszał. Dlatego często uczyłam się do nocy" - tłumaczy.
W końcu uciekła ze swojej wsi do miasta. Wynajęła mieszkanie, ma pracę.
Proces
Adwokata wynajęła za 4,5 tys. zł i do dziś jest mu trochę dłużna: "Nie chciała z urzędu. Wolałam zapłacić, żeby po pierwsze: ojciec się nie wywinął, a po drugie: trzymać wszystko w tajemnicy.
Ale choć proces był z wyłączeniem jawności, media się o nim dowiedziały. Jakaś dziennikarka zrobiła Halinie zdjęcie telefonem. Dali je na pół strony z przepaską na oczach.
Podczas siedmiu rozpraw ojciec był spokojny, jakby otumaniony lekami. Nie mogła przy nim zeznawać. Nie protestował, gdy wyprowadzili go z sali.
Mimo to denerwowała się, bo protokolantka nie wszystko zapisywała. W aktach nie ma na przykład o tym, że policja kilka razy interweniowała u nich w domu, gdy ojciec bił matkę. I że policjanci nic nie zrobili. "Co pan robi, taki porządny człowiek?" - pytali ojca.
Nie zapisali też w protokole, że ojciec w szale pociął jej rzeczy, a czego nie mógł pociąć, przypalał papierosem. I wtedy dzielnicowy do niej zadzwonił i powiedział, że te awantury w domu są przez nią. Więc na kilka dni wyprowadziła się do babki.
Nie zapisano też tego, że przez osiem lat podstawówki ani razu nie rozmawiała ze szkolnym psychologiem. "A może gdybym rozmawiała, to ojciec nie wykorzystywałby mnie tak długo".
Mecenas mówił, że ojca skażą najwyżej na sześć lat. Gdy dostał maksymalny wyrok, był bardzo zdziwiony.
"Myślę, że dostał 15 lat, bo sądziła kobieta? Tylko kobieta może zrozumieć, jaką krzywdę mi zrobił" - uważa Halina.
Teraz ojciec apeluje, bo sąd jako okoliczności łagodzącej nie wziął pod uwagę jego lekkiego upośledzenia.
Na rozprawę apelacyjną Halina, na szczęście, nie musi iść. Stara się już o ojcu nie myśleć. "Wszystko jednak wraca, jak słyszę takie historie, jak o tej dziewczynie przez lata więzionej przez ojca. Jak ja ją rozumiem!"
Kilka miesięcy temu razem z Ewką podejrzewały, że pewną dziewczynkę z sąsiedztwa molestuje wujek. Sypiali razem w pokoju. Zadzwoniły na policję. "Żeby wszcząć śledztwo, musi być oficjalne zgłoszenie, bo przecież możemy kogoś niesłusznie oskarżać" - usłyszały od policjantki.
Zadzwoniłyśmy do szkolnej pedagog. Obiecała, że sprawdzi.
Po tym, co przeszła, Halina wie jedno: "Nigdy nie poradzę żadnej dziewczynie gwałconej prze ojca, żeby poszła na policję. Niech ucieka z domu, żyje na własny rachunek i nie wraca. A przede wszystkim niech się nie ujawnia".
Wie, że takich dziewczyn jest dużo. Przekonuje, że wystarczy wpisać w Internecie: "Jestem gwałcona przez ojca" i wyszukiwarka znajduje setki stron.
"A co do kastracji farmakologicznej, to powinien być przymus. Jak ojciec brał przez chwilę leki uspokajające, to dawał mi spokój".
(Źródło:"Gazeta Wyborcza", autorka Katarzyna Lubiniecka). _________________
|
|