Forum Forum na temat przemocy w rodzinie Strona Główna Forum na temat przemocy w rodzinie
Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia" IPZ PTP
www.niebieskalinia.pl 
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Mechaniczny konformizm.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum na temat przemocy w rodzinie Strona Główna -> Czytelnia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Echnaton
Moderator - Współpracownik NL konsultant ds. prawa i procedur
Moderator - Współpracownik NL konsultant ds. prawa i procedur


Dołączył: 15 Lis 2006
Posty: 6110
Skąd: Suwałki

PostWysłany: Czw Lis 20, 2008 22:42    Temat postu: Mechaniczny konformizm. Odpowiedz z cytatem

Do odmiennych mechanizmow ucieczki nalezy tak calkowite wycofanie sie ze swiata, ze przestaje on byc grozny (podobny obraz znajdujemy w niektorych stanach psychotycznych)14, oraz psychologiczny przerost wlasnej osobowosci, osiagajacy taki stopien, ze w porownaniu z nia swiat zewnetrzny maleje. Chociaz wymienione mechanizmy ucieczki sa dla psychologii indywidualnej dosc wazne, ich znaczenie kulturowe jest niewielkie. Nie bede ich przeto w dalszym ciagu omawial, lecz zajme sie innym mechanizmem. ucieczki, majacym ogromne znaczenie spoleczne.

Ten wlasnie mechanizm jest rozwiazaniem, ktore wiekszosc normalnych ludzi znajduje w nowoczesnym spoleczenstwie. Krotko mowiac, jednostka przestaje byc soba; w pelni adoptuje ten rodzaj osobowosci, ktory oferuja jej wzory kulturowe; dzieki temu staje sie zupelnie podobna do innych, taka, jaka ci inni spodziewaja sie zobaczyc. Znika rozbieznosc miedzy "ja" i swiatem, a wraz z nia swiadomy lek przed samotnoscia i bezsila. Mechanizm ten mozna porownac z ochronna barwa, jaka przybieraja niektore zwierzeta. Tak dalece upodobniaja sie do otoczenia, ze z trudein mozna je odroznic. Osoba, ktora rezygnuje ze swego indywidualnego "ja" i staje sie automatem, identycznym z milionem innych otaczajacych go automatow, nie musi juz czuc sie samotna i zalekniona. A jednak cena, jaka za to placi - utrata samego siebie - jest wysoka.

Poglad, ze normalnym sposobem przezwyciezenia samotnosci jest stac sie automatem, przeczy jednemu z najbardziej rozpowszechnionych przekonan co do miejsca czlowieka w naszej kulturze. Wiekszosc z nas maja rzekomo stanowic jednostki, ktore moga myslec, czuc, dzialac, jak im sie podoba. Co wiecej, nie jest to tylko ogolna opinia na temat nowoczesnego indywidualizmu; kazdy poszczegolny osobnik wierzy szczerze, ze on jest on i ze jego mysli, uczucia i pragnienia sa jego. Ale choc sa miedzy nami prawdziwe indywidualnosci, przekonanie to jest w wiekszosci wypadkow zludzeniem i to zludzeniem niebezpiecznym, poniewaz przeszkadza w usunieciu warunkow sprzyjajacych takiemu stanowi rzeczy.

Mamy tu do czynienia z jednym z najbardziej fundamentalnych problemow psychologicznych, ktory najlatwiej wprowadzic zadajac serie pytan. Co to jest "ja"? Jaka jest natura owych aktow, ktore jedynie ludza, iz sa wlasnymi aktami danej osoby? Co to jest spontanicznosc? Co to jest oryginalny akt psychiczny? A w koncu: co to wszystko ma wspolnego z wolnoscia? W niniejszym rozdziale sprobujemy ukazac, w jaki sposob uczucia i mysli wywolane od zewnatrz moga byc subiektywnie przezywane jako wlasne; a takze, jak stlumione wlasne uczucia i mysli moga przestac byc czescia naszego "ja". Rozmyslania te bedziemy kontynuowac w rozdziale o Wolnosci i demokracji.

A teraz przystapmy do naszych rozwazan starajac sie zanalizowac znaczenie owego przezycia, ktore ubrane w slowa brzmi ja czuje, ja mysle, ja chce. Kiedy mowimy ja mysle, wydaje sie nam, ze stwierdzenie to jest jasne i niedwuznaczne. Wydaje sie, ze jedynym problemem jest, czy to, co ja mysle, jest sluszne lub niesluszne, a nie czy to ja tak mysle. A przeciez jeden konkretny eksperyment od razu pokazuje; ze odpowiedz na to pytanie nie jest bynajmniej tak oczywista, jak nam sie zdaje. Przypatrzmy sie jakiemus doswiadczeniu z hipnoza15. Oto hipnotyzer B wprawia podmiot A w sen hipnotyczny i sugeruje mu, ze po obudzeniu z tego snu zechce on czytac tekst, ktory, jak bedzie sadzil, przyniosl ze soba; ze bedzie szukal tego tekstu i go nie znajdzie, ze wowczas posadzi inna osobe, C, o ukradzenie go i bardzo sie na nia pogniewa. Hipnotyzer mowi jeszcze, ze podmiot zapomni, iz wszystko to zasugerowano mu w czasie snu hipnotycznego. Trzeba dodac, ze C jest osoba, do ktorej A nigdy nie zywil urazy i nie ma najmnniejszego powodu jej odczuwac; co wiecej, faktycznie nie przyniosl on ze soba zadnego tekstu.

Co sie dzieje? A budzi sie i po krotkiej rozmowie na jakis temat powiada :

Nawiasem mowiac, to mi przypomina cos, o czym pisalem w moim tekscie. Zaraz wam to przeczytam.
Rozglada sie dookola, nie znajduje tekstu, po czym zwracajac sie do C sugeruje, ze ten musial mu go zabrac. A kiedy C stanowczo zaprzecza, A wybucha gniewem i wrecz oskarza C o kradziez rekopisu. Malo tego. Przytacza argumenty, na dowod, ze C jest zlodziejem. Slyszal od drugich - powiada - ze C potrzebowal tego tekstu, ze mial doskonala okazje zabrania go itd. Slyszymy nie tylko oskarzenie C, lecz rozne racjonalizacje, ktore nadaja oskarzeniu pozory wiarygodnosci. (Oczywiscie, wszystko to jest nieprawda i A nigdy przedtem o czyms podobnym nie myslal).
Przyjmijmy, ze w tym momencie inna osoba wchodzi do pokoju. Nie mialaby ona najmniejszej watpliwosci, ze A mowi to, co mysli i co czuje; jedyne pytanie, jakie zrodziloby sie w jej umnysle, to czy oskarzenie jest sluszne, czy nie, tj. czy tresc mysli A pokrywa sie z rzeczywistymi faktami, Nas jednak, ktorzy bylismy swiadkami calego wydarzenia od samego poczatku, bynajmniej nie obchodzi kwestia, czy oskarzenie bylo sluszne. Wiemy, ze nie o to idzie, poniewaz jestesmy pewni, ze to, co A obecnie czuje i mysli, to nie sa jego uczucia i mysli, lecz obce elementy podsuniete mu przez kogos innego.

Konkluzja, do jakiej dojdzie osoba, ktora weszla w polowie przeprowadzonego eksperymentu, moze byc mniej wiecej taka:

Oto stoi przed nami A, ktory wyraznie stwierdza, ze wszystko to sa jego mysli. Jest zarazem tym, ktory wie najlepiej, co mysli, i nie ma lepszego dowodu na to, co czuje, niz jego wlasne stwierdzenie. Sa tu jeszcze inne osoby, ktore twierdza, ze mysli A zostaly mu narzucone i stanowia obce elementy, przekazane z zewnatrz. Uczciwie przyznaje, ze nie potrafie rozstrzygnac, kto tu ma racje; kazda ze stron moze sie mylic. A ze wypada dwoch na jednego, byc moze slusznosc jest raczej po stronie wiekszosci.
My jednak, swiadkowie calego eksperymentu, nie moglismy miec takich watpliwosci; tak jak nie mialby ich nowo przybyly, gdyby byl obecny przy innych doswiadczeniach z hipnoza. Przekonalby sie wowczas, ze ten typ eksperymentu moze byc powtarzany niezliczone razy z roznymi osobami i z wprowadzeniem roznych watkow. Hipnotyzer moze zasugerowac, ze surowy ziemniak jest smakowitym ananasem, i podmiot bedzie zajadal ziemniak gustujac w nim tak, jakby spozywal ananas. Albo zasugeruje, ze podmiot nie moze niczego widziec i podmiot slepnie. Albo jeszcze, ze zdaniem podmiotu swiat jest plaski, a nie okragly, i podmiot bedzie goraco przekonywal, ze swiat jest plaski.
O czym swiadczy eksperyment hipnotyczny - a szczegolnie posthipnotyczny? Dowodzi tego, ie moiemy zywic mysli, uczucia i pragnienia, a nawet doznawac wrazen zmyslowych, kt¢re subiektywnie odczuwamy jako nasze; a jednak, mimo ze przezywamy owe mysli i uczucia, zostaly nam one narzucone z zewnatrz, sa zasadniczo obce i nie sa tym, co myslimy, czujemy itd.

Czego dowodzi ten specyficzny eksperyment z hipnoza, od ktorego zaczelismy?

Podmiot chce czegos, chce mianowicie odczytac swoj rekopis,
mysli cos, a mianowicie, ze C go zabral, i
czuje cos, a mianowicie gniew do C.
Widzielismy, ze wszystkie te trzy akty psychiczne - jego impuls woli, jego mysl i jego uczucie - nie sa jego wlasne w tym sensie, ze nie sa rezultatem jego wlasnej psychicznej aktywnosci; nie zrodzily sie w nim, lecz zostaly mu wszczepione z zewnatrz i subiektywnie sa przez niego odczuwane jako wlasne. Podmiot wypowiada przy tym szereg mysli, ktorych nie narzucono mu w toku hipnozy, a mianowicie owe racjonalizacje, przy pomocy ktorych wyjasnia swoj domysl, ze C skradl mu rekopis. A jednak mysli te sa tylko w formalnym sensie jego wlasne. Chociaz wydaja sie usprawiedliwiac podejrzenie, my wiemy, ze naprzod bylo podejrzenie, a mysli racjonalizujace powstaly jedynie po to, aby nadac temu uczuciu wiarygodnosc; niczego nie wyjasniaja naprawde, lecz jawia sie post factum.
Zaczelismy od eksperymentu z hipnoza, poniewaz ukazuje on niezbicie, ze niezaleznie od przekonania o spontanicznosci naszych psychicznych aktow, w rzeczywistosci w okreslonych sytuacjach moga byc one efektem wplywu innej osoby. Ale ze zjawiskiem takim bynajmniej nie spotykamy sie tylko przy hipnozie. Fakt, ze tresci naszego myslenia, uczuc i aktow woli wywodza sie z zewnatrz i nie sa autentyczne, jest powszechny do tego stopnia, ze owe pseudoakty robia wrazenie reguly, gdy przeciwnie, autentyczne, naturalne akty psychiczne stanowia wyjatek.

Pozorny charakter, jaki moze przybierac myslenie, jest lepiej znany niz to samo zjawisko w sferze woli i uczuc. Dlatego najlepiej zaczac nasze rozwazania od roznicy, jaka zachodzi miedzy mysleniem prawdziwym a pozornym. Przypuscmy, ze znajdujemy sie na wyspie, gdzie przebywaja rybacy i letnicy z miasta. Chcemy dowiedziec sie, jakiej pogody mozemy sie spodziewac, i pytamy o to rybaka oraz dwoch gosci z miasta, wiedzac, ze wszyscy trzej wysluchali w radio komunikatu meteorologicznego. Rybak, majac duze w tym wzgledzie doswiadczenie i od dawna zainteresowany problemem pogody, zacznie sie teraz zastanawiac; przyjmujemy bowiem, ze przed zadaniem mu pytania nie mial jeszcze zdania na ten temat. Orientujac sie co do kierunku wiatru, temperatury, wilgotnosci i tym podobnych czynnikow stanowiacych podstawe prognozy pogody, rozwazy je odpowiednio i dojdzie do mniej lub bardziej definitywnego pogladu. Prawdopodobnie przypomni sobie prognoze radiowa i przytoczy ja dla poparcia albo przeciwstawienia wlasnej opinii; jezeli okaza sie sprzeczne, bedzie szczegolnie uwazal przy wywazaniu swych racji; ale - i to jest rzecz istotna - bedzie to jego opinia, przekazany nam rezultat jego myslenia.

Pierwszy z dwoch letnikow to czlowiek, ktory zapytany o opinie na ten temat, zdaje sobie sprawe, ze nie bardzo zna sie na pogodzie, nie czuje sie tez w obowiazku znac sie na niej. Odpowiada tylko:

Nie potrafie powiedziec. Wiem tylko tyle, ze zapowiedz w radio jest taka a taka.
Drugi letnik jest zupelnie innym typem. Wydaje mu sie, ze bardzo dobrze zna sie na pogodzie, chociaz faktycznie wie o tym bardzo niewiele. Jest to typ czlowieka, ktoremu sie zdaje, ze musi odpowiedziec na kazde pytanie. Przez chwile namysla sie, a potem wypowiada swoja opinie, ktora de facto jest identyczna z prognoza radiowa. Zapytany, na czym opiera swoje twierdzenie, mowi nam, ze doszedl do tego biorac pod uwage kierunek wiatru, temperature itp.
Zachowanie tego czlowieka, widziane od zewnatrz, jest takie samo jak rybaka. Jesli jednak zanalizujemy je dokladniej, stanie sie jasne, ze slyszal prognoze radiowa i przyjal ja do wiadomosci. Czujac sie jednak w obowiazku miec na ten temat wlasny poglad, zapomina, ze po prostu powtarza czyjas autorytatywna opinie, i wierzy, ze doszedl do niej sam dzieki wlasnemu mysleniu. Wyobraza sobie, ze argumenty, ktore nam przytacza, poprzedzaly jego opinie; lecz jezeli przyjrzymy sie jego racjom, przekonamy sie, ze nie moglyby one zadna miara doprowadzic go do wnioskow na temat pogody, gdyby nie byl urobil sobie zdania przedtem. W rzeczywistosci sa to wiec tylko pseudoracje, ktorych funkcja polega na tworzeniu pozorow, ze opinia czlowieka jest rezultatem jego wlasnego myslenia. Doznaje on zludzenia, ze sam do niej doszedl; ale w rzeczywistosci przyswoil sobie jedynie opinie pewnego autorytetu, nie bedac swiadom tego procesu. Mogloby sie nawet zdarzyc, ze to on mialby racje co do pogody, a rybak bylby w bledzie; lecz i w tym wypadku trafna opinia nie bylaby jego opinia, chociazby rybak istotnie pomylil sie w swojej opinii.

To samo zjawisko mozna zauwazyc, badajac opinie ludzi na rozne inne tematy, np. polityczne. Spytajmy przecietnego czytelnika gazet, co mysli o danym problemie politycznym. Poda nam swoja opinie, zdajac mniej lub wiecej dokladna relacje z tego, co czytal; a jednak - i to jest istotne - bedzie wierzyl, ze to, co mowi, jest rezultatem jego wlasnego myslenia. Jezeli czytelnik ow zyje w malej spolecznosci, gdzie opinie polityczne przechodza z ojca na syna, ciazacy autorytet surowego ojca moze wywierac wplyw na jego wlasne opinie w stopniu o wiele wiekszym, niz przypuszcza. Opinia innego czytelnika moze byc rezultatem chwili zaklopotania, obawy, aby nie byc posadzonym o ignorancje - stad mysl jest tylko fasada, a nie rezultatem naturalnego zwiazku doswiadczenia, pragnien i wiedzy. To samo zjawisko mozna odnalezc w sadach estetycznych. Przecietny osobnik, ktory idzie do muzeum i oglada obraz slynnego malarza, np. Rembrandta, sadzi, ze obraz ten jest piekny i sugestywny. Analizujac te ocene, stwierdzimy, ze nie tyle sam obraz znajduje w nim jakis szczegolny oddzwiek, ile osobnik ow mysli, ze obraz jest piekny, poniewaz wie, ze powinien tak myslec. To samo zjawisko zachodzi z reguly w sadach o muzyce, a takze w odniesieniu do samego aktu postrzegania. Wiele osob patrzac na slynny z malowniczosci pejzaz, de facto podstawia sobie na jego miejsce obraz widziany niezliczone razy np. na pocztowkach; wierzac, ze widzi ow pejzaz, ma tamte obrazy przed oczyma. Inne osoby, bedac swiadkiem wypadku, widza i slysza cala sytuacje w kategoriach sprawozdania z gazety, ktore antycypuja. Faktem jest, ze dla wielu ludzi przezycia zwiazane z wystepem artystycznym lub zebraniem politycznym, na ktorym sa obecni, staja sie czyms realnym dopiero po przeczytaniu o tym w prasie.

Tlumienie krytycznego myslenia zaczyna sie zazwyczaj we wczesnym wieku. Piecioletnia dziewczynka moze juz zdawac sobie sprawe z obludy swej matki, czy to odczuwajac niejasno, ze matka mowi ustawicznie o milosci i przyjazni, a naprawde jest zimna i samolubna, czy tez - brutalniej - spostrzegajac, ze matka ma romans z innym mezczyzna, choc nie przestaje mowic o moralnosci. Dziecko odczuwa te rozbieznosci. Jest dotkniete w swym poczuciu sprawiedliwosci i prawdy, ale zalezac od matki, ktora nie dopuscilaby do najmniejszej krytyki, i - powiedzmy - majac slabego ojca, na ktorym nie moze polegac, dziecko musi stlumic swoj krytycyzm. Wkrotce w ogole nie bedzie juz widzialo, ze matka jest nieszczera i niewierna. Zatraci zdolnosc krytycznego myslenia, skoro okaze sie, ze jest ono rownie beznadziejne, jak niebezpieczne. Jednoczesnie formula szczerosci i uczciwosci matki oraz malzenskiego szczescia rodzicow zostala dziecku narzucona z zewnatrz z taka sila, iz bedzie ono skore przyjac te mysl za wlasna.

We wszystkich powyzszych przykladach pseudomyslenia problem polega na tym, czy mysl jest wynikiem wlasnej operacji myslowej, tj. wlasnej aktywnosci jednostki, nie zas na tym, czy mysl ta jest sluszna, czy tez nie. Jak juz zauwazylismy w wypadku rybaka przepowiadajacego pogode, jego opinia moze byc nawet bledna, a opinia tego, ktory tylko powtarza narzucona mu mysl, moze byc trafna. Pseudomyslenie moze takze byc idealnie logiczne i racjonalne. Jego pozorny charakter niekoniecznie objawia sie w braku logiki. Mozna to przesledzic na racjonalizacjach, ktore zmierzaja do uzasadnienia jakiegos dzialania albo uczucia opierajac sie na podlozu racjonalnym i realistycznym, mimo ze to dzialanie czy uczucie jest faktycznie zdeterminowane przez czynniki irracjonalne i subiektywne. Zdarza sie, ze racjonalizacja pozostaje w niezgodzie z faktami albo z regulami logicznego myslenia. Czesto jednak sama w sobie bywa logiczna i racjonalna: jej irracjonalnosc polega wowczas tylko na tym, ze fakt, ktory ma rzekomo uzasadnic dzialanie, nie jest jego rzeczywistym motywem.

Przykladem irracjonalnej racjonalizacji jest znany dowcip o kims, kto pozyczyl od sasiada dzbanek i stlukl go; kiedy sasiad poprosil o zwrot, tamten odpowiedzial:

Po pierwsze juz go oddalem; po drugie, w ogole go nie pozyczalem; a po trzecie, juz byl stluczony, kiedys mi go pozyczal.
Z przykladem racjonalnej racjonalizacji mamy do czynienia, kiedy osobnik A, znalazlszy sie w klopotliwej sytuacji materialnej, prosi swego krewnego B o pozyczenie mu pewnej sumy pieniedzy. B odmawia, poniewaz - jak twierdzi - pozyczajac pieniadze poparlby tylko nieodpowiedzialne poczynania A i zachecil go do liczenia na pomoc drugich. Otoz rozumowanie takie moze brzmiec nader przekonywajaco, niemniej bedzie ono jedynie racjonalizacja; bowiem B w zadnym wypadku nie chce dac A pieniedzy, a chociaz wierzy, ze powoduje sie jedynie troska o dobro A, faktycznie powodowany jest swym wlasnym skapstwem.
Dlatego to z samego okreslenia stopnia logicznosci czyichs wypowiedzi nie potrafimy wywnioskowac, czy mamy do czynienia z racjonalizacja, i musimy takze wziac pod uwage dzialajace w danym wypadku motywacje psychologiczne. Momentem decydujacym jest nie to, co sie mysli, lecz jak sie mysli. Idea bedaca rezultatem aktywnego myslenia jest zawsze nowa i oryginalna - oryginalna niekoniecznie w tym sensie, ze inni nie mysleli o tym uprzednio, lecz ze osoba, ktora mysli, posluzyla sie mysleniem jako narzedziem umozliwiajacym jej odkrycie czegos nowego w swiecie zewnetrznym lub wewnetrznym. Racjonalizacjom z zasady brak tej wlasciwosci wynalazczej i odkrywczej; potwierdzaja one tylko emocjonalne uprzedzenie tkwiace w czlowieku. Racjonalizowanie nie jest narzedziem poznania rzeczywistosci, lecz proba harmomizowania post factum wlasnych pragnien z istniejaca rzeczywistoscia.

Podobnie jak w sferze mysli, tak i w sferze uiczuc musimy rozr¢iniac miedzy prawdziwym uczuciem, kt¢re bierze zr¢dlo z nas samych, a pseudouczuciem, kt¢re w rzeczywistosci nie jest naszym wlasnym, choc za takie je uwaiamy.

Wezmy jakis przyklad z zycia eodziennego, typowwy dla pozornego charakteru naszych uczuc w zetknieciu z innymi ludzmi. Przypatrzmy sie mezczyznie bedacemu na towarzyskim przyjeciu. Jest wesoly i usmiechniety, prowadzi rozmowy w przyjaznym tonie; w sumie wydaje sie szczesliwy i zadowolony. Zegnajac sie usmiecha sie serdecznie, mowi, jak milo spedzil wieczor... Drzwi zamykaja sie za nim - i oto moment, by starannie mu sie przyjrzec. Zauwazmy, jak nagle zmienia sie na twarzy. Przestaje sie usmiechac; oczywiscie mozna sie bylo tego spodziewac, skoro nie ma przy nim nikogo, kto by mogl wywolac usmiech. Jednak zmiana, o ktorej mowa, to wiecej niz znikniecie usmiechu. Na jego twarzy pojawia sie wyraz glebokiego smutku, niemal rozpaczy. Wyraz ten trwa, byc moze, tylko pare sekund, po czym twarz przybiera zwykla maske; mezczyzna wsiada do swego wozu, mysli o minionym wieczorze, zastanawia sie, czy zrobil dobre wrazenie, i odpowiada na to pozytywnie. Lecz czy w czasie przyjecia on byl szczesliwy i wesoly? Czy przelotny wyraz smutku i rozpaczy, ktorysmy podchwycili na jego twarzy, byl tylko chwilowa reakcja bez szczegolnego znaczenia? Nie sposob prawie o tym rozstrzygnac, nie znajac blizej tego czlowieka. Jeden jednak szczegol moze stanowic klucz do zrozumienia, czym bylo jego rozbawienie podczas przyjecia.

Tej nocy sni mu sie, ze jest wojna, a on sluzy znowu w amerykanskim korpusie ekspedycyjnym w Europie. Dostal rozkaz, aby przedostac sie przez linie nieprzyjacielskie do glownej kwatery wroga. Wklada na siebie mundur oficerski, ktory zdaje sie byc niemiecki, i nagle znajduje sie w grupie niemieckich oficerow. Zdumiewa go, ze kwatera glowna jest tak komfortowo urzadzona i ze wszyscy odnosza sie do niego tak przyjaznie, lecz coraz bardziej ogarnia go strach na mysl, ze odkryja w nim szpiega. Jeden z mlodszych oficerow, do ktorego Amerykanin czuje szczegolna sympatie, podchodzi don mowiac:

Wiem, kim jestes. Masz tylko jedno wyjscie. Zacznij opowiadac kawaly, smiej sie i rozsmieszaj innych, tak by ubawieni twoimi dowcipami nie zwracali na ciebie uwagi.
Wdzieczny za te rade, Amerykanin zaczyna dowcipkowac i smiac sie. W koncu dowcipkowanie to urasta do takich rozmiarow, ze budzi podejrzenia oficerow, a im bardziej ich podejrzenia rosna, tym bardziej wymuszone wydaja sie jego dowcipy. Wreszcie opanowuje go uczucie takiego przerazenia, ze dluzej nie wytrzymuje, zrywa sie nagle z krzesla i wszyscy gonia za nim. Potem nastepuje zmiana scenerii, oto siedzi w tramwaju, ktory zatrzymuje sie tuz przed jego domem. Ma na sobie zwykle ubranie do pracy i doznaje uczucia ulgi na mysl, ze wojna juz sie skonczyla.
Przypuscmy, ze mamy nazajutrz moznosc zapytania tego mezczyzny o to, co kojarzy mu sie z poszczegolnymi elementami snu. Odnotujmy tu tylko niektore skojarzenia, wybitnie znaczace dla zrozumienia glownego watku naszych rozwazan. Oto mundur niemiecki przypomina mu, ze jeden z gosci na wczorajszym przyjeciu mowil z wyraznie niemieckim akcentem. Pamieta tez, ze gosc ow zirytowal go, nie zwrocil bowiem na niego specjalnej uwagi, mimo ze opowiadajacy wychodzil z siebie, aby zrobic dobre wrazenie. Bladzac myslami wokol tych incydentow, z kolei przypomina sobie, jak przez blysk sekundy doznal na przyjeciu uczucia, ze czlowiek z niemnieckim akcentem kpil sobie z niego i na jakas jego uwage usmiechnal sie impertynencko. Zastanawiajac sie nad komfortowym pomieszczeniem kwatery glownej, widzi pewne jej podobienstwo do pokoju, w ktorym zeszlego wieczoru siedzial na przyjeciu, ale okno tego pomieszczenia bardziej przypominalo mu pokoj, gdzie raz odpadl przy egzaminie. Zaskoczony tym skojarzeniem, przypomnial sobie w dalszym ciagu, ze wybierajac sie na przyjecie, zastanawial sie, jakie zrobi tam wrazenie, po czesci dlatego, ze jeden z gosci byl bratem dziewczyny, ktora chcial soba zainteresowac, a po czesci dlatego, ze pan domu mial duzy wplyw na pewna osobe, od ktorej opinii zalezalo jego powodzenie zawodowe. Mowiac o tej wysoko postawionej osobistosci powiada, jak bardzo jej nie lubi, jak bardzo czuje sie upokorzony, kiedy musi okazywac jej przyjazne uczucia; dodaje, ze zywi takze pewna antypatie do gospodarza, chociaz dotad ledwie zdawal sobie z tego sprawe. A oto jeszcze inne z jego skojarzem; mianowicie opowiadal jakas wesola historyjke o mezczyznie z lysina, a potem sie z lekka zaniepokoil, czy nie urazil pana domu, ktory akurat byl lysawy. Tramwaj zdziwil go, bo nie bylo sladu szyn. Mowiac o nim, przypomina sobie tramwaj, ktorym jako chlopiec jezdzil do szkoly, a potem jeszcze jeden szczegol, mianowicie, ze zajal w tramwaju miejsce motorniczego i pomyslal sobie, ze prowadzenie wozu tramwajowego zdumiewajaco malo rozni sie od prowadzenia samochodu. Jest oczywiste, ze tramwaj oznacza jego wlasny woz, ktorym jechal do domu, i ze powrot do domu przypomnial mu powroty do domu ze szkoly.

Kazdemu, kto przyzwyczajony jest rozumiec znaczenie marzen sennych, wnioski plynace z tego snu oraz towarzyszacych mu skojarzen wydadza sie teraz jasne, chociaz przytoczylismy tylko czesc skojarzen i nic wlasciwie nie powiedzielismy o strukturze osobowosci, o przeszlosci i obecnej sytuacji tego czlowieka. Sen odslania prawdziwe uczucia, jakich doznawal na przyjeciu ubieglego wieczoru. Byl zaniepokojony, obawial sie, ze nie uda mu sie zrobic dobrego wrazenia, jak tego pragnal; zly byl na kilka osob, ktore go oniesmielaly i ktorym nie bardzo sie spodobal. Sen ukazuje, ze swoja wesoloscia staral sie pokryc lek i zlosc, a jednoczesnie zjednac sobie ludzi, ktorzy go irytowali. Cala jego wesolosc byla tylko maska; nie zrodzila sie w nim, lecz zakrywala to, co rzeczywiscie czul: lek i gniew. To z kolei sprawilo, ze pozycja jego byla tak niepewna, ze czul sie jak szpieg w nieprzyjacielskim obozie, ktorego w kazdej chwili moga zdemaskowac. Przelotny wyraz smutku i rozpaczy, ktory uchwycilismy, kiedy wychodzil, znajduje teraz uzasadnienie i wytlumaczenie : w momencie tym twarz jego wyrazala to, co on rzeczywiscie czul, chociaz bylo to uczucie, z ktorego on nie zdawal sobie sprawy. Sen wyrazil uczucie w sposob dramatyczny i dobitny, chociaz nie odniosl go otwarcie do okreslonych osob.

Czlowiek ten nie jest ani neurotykiem, ani nie znajdowal sie w hipnotycznym transie; jest to osobnik raczej normalny, a jego leki i potrzeba uznania sa typowe dla wspolczesnego czlowieka. Przywyklszy odczuwac to, co powinien w okreslonej sytuacji odczuwac, nie zdawal sobie sprawy, ze jego wesolosc nie jest jego; bylby to raczej wyjatek niz regula, gdyby sobie uswiadomil, ze cos tu jest dziwnego.

To, co powiedzielismy o mysleniu i odczuwaniu, odnosi sie rowniez do aktow woli. Wiekszosc ludzi jest przekonana, ze poki nie sa jawnie zmuszeni przez jakas zewnetrzna sile do zrobienia czegos, ich decyzje naleza do nich; jesli chca czegos, to oni sa tymi, ktorzy tego chca. Jest to jednak jedno z wielkich zludzen, jakie zywimy w odniesieniu do nas samych. Wiele naszych decyzji w rzeczywistosci nie jest naszymi decyzjami, lecz sugestiami z zewnatrz; udalo sie nam przekonac siebie samych, ze to my podjelismy decyzje, kiedy faktycznie, powodowani strachem przed izolacja, a bardziej jeszcze bezposrednim zagrozeniem naszego zycia, wolnosci i wygody - spelniamy tylko oczekiwania innych.

Kiedy dzieci zapytane, czy chca codziennie chodzic do szkoly, odpowiadaja:

Naturalnie, ze chcemy,
czy odpowiedz ta jest szczera? Na pewno w wielu wypadkach nie. Dziecko czesto moze chciec isc do szkoly, o wiele czesciej jednak wolaloby sie bawic albo zajac sie czyms innym. Jesli odczuwa:
Chce codziennie chodzic do szkoly
- tlumi tym, byc moze, swoja niechec do regularnych zajec szkolnych. Dziecko czuje, ze sie od niego oczekuje checi codziennego uczeszczania do szkoly, i presja ta jest dostatecznie mocna, by stlumic uczucie, ze jesli chodzi tak czesto do szkoly, to tylko dlatego, ze musi. Dziecko poczuloby sie o wiele szczesliwsze, gdyby moglo sobie uswiadomic, ze czasem chce isc do szkoly, a czasem idzie tylko dlatego, ze trzeba. Jednakze presja poczucia obowiazku jest na tyle silna, ze dziecko doznaje uczucia, iz to ono chce tego, czego od niego oczekuja, by chcialo.
Powszechnie sadzi sie, ze wiekszosc mezczyzn zeni sie dobrowolnie. Niewatpliwie zachodza wypadki swiadomego ozenku z poczucia obowiazku lub w wyniku zobowiazania. Zdarzaja sie tez wypadki, kiedy mezczyzna zeni sie, poniewaz to on naprawde tego pragnie. Bywaja jednak rowniez wcale liczne wypadki, w ktorych mezczyzna (lub kobieta) z cala swiadomoscia wierzy, ze chce zawrzec zwiazek malzenski z okreslona osoba, podczas gdy w rzeczywistosci zostal wprzegniety w ciag wydarzen prowadzacych do malzenstwa, z ktorego zdaje sie nie byc wyjscia. Przez caly czas poprzedzajacy malzelnstwo zywi niezlomne przekonanie, ze to on pragnie sie ozenic, a pierwsza i raczej spozniona oznaka, ze rzecz sie ma inaczej, jest fakt, ze w dzien slubu ogarnia go panika i chec ucieczki. Jezeli jest rozsadny, uczucie to trwa zaledwie kilka minut, po czym na pytanie, czy pragnie zawrzec slub, odpowie z niewzruszonym przekonaniem - tak.

Moglibysmy w nieskonczonosc przytaczac przylklady z zycia codziennego, kiedy to ludziom wydaje sie, ze podejmuja decyzje i pragna czegos; a tymczasem ulegaja wewnetrznemu albo zewnetrznemu przymusowi, ktory kaze im chciec tego, co maja zrobic. W rzeczy samej, gdy obserwujemy zjawisko ludzkich decyzji, uderza nas, jak dalece ludzie sie myla, uwazajac za swoje decyzje to, co w istocie jest uleganiem konwencji, obowiazkom albo zwyczajnej presji. Wydaje sie niemal, ze autentyczna decyzja jest stosunkowo rzadka rzecza w spoleczenstwie, ktore w decyzji indywidualnej chcialoby widziec fundament swojej egzystencji.

Pragnalbym dorzucic jeszcze jedna szczegolowa ilustracje przypadku pseudowoli, z ktorym stykamy sie czesto podczas badania osob wolnych od jakichkolwiek objawow nerwicowych. Czynie tak dlatego, ze choc ten indywidualny przypadek ma niewiele wspolnego z ogolna problematyka kultury, ktora zajmujemy sie w niniejszej ksiazce, dostarcza on czytelnikowi, nie obeznanemu z dzialaniem sil podswiadomych, dodatkowej okazji do zapoznania sie z tym zjawiskiem. Ponadto przyklad ten zwraca uwage na sprawe, ktora - mimo ze byla juz o niej posrednio mowa - powinna byc dobitniej uwypuklona; chodzi o zwiazek miedzy tlumieniem a problemem czynow pozornych (pseudoaktow). Wprawdzie tlumienie rozpatruje sie przewaznie z punktu widzenia funkcjonowania stlumionych sil w zachowaniu neurotycznym, w snach itp., ale wydaje sie rzecza wazna podkreslenie faktu, ze kazda represja eliminuje czesc rzeczywistego "ja" i wymusza zastapienie uczucia tlumionego uczuciem pozornym.

Przypadek, ktory pragne niniejszym przedstawic, odnosi sie do dwudziestodwuletniego studenta medycyny. Interesuje sie on swoja praca i jego stosunki z ludzmi ukladaja sie dosc normalnie. Nie jest szczegolnie nieszczesliwy, chociaz czesto odczuwa nieznaczne zmeczenie i nie cieszy sie specjalnie zyciem. Powod, dla ktorego pragnie poddac sie analizie, jest czysto teoretyczny, chce bowiem zostac psychiatra. Jedyne na co sie uzala, to niejakie trudnosci w studiach medycznych. Nieraz nie moze zapamietac tego, co przeczytal, wyklady niezwykle go mecza, a egzaminy zdaje stosunkowo marnie. Zdumiewa go to, bo w innych dziedzinach zdaje sie miec o wiele lepsza pamiec. Nie watpi, ze pragnie studiowac medycyne, czesto jednak ma bardzo powazne watpliwosci co do swoich zdolnosci w tym kierunku.

Po kilku tygodniach badan opowiada swoj sen, w ktorym znajduje sie na szczycie zbudowanego przez siebie drapacza chmur i spoglada na inne budowle z lekkim uczuciem tryumfu. Nagle budynek wali sie, a on sam zostaje pogrzebany pod ruinami Zdaje sobie sprawe z wysilkow podjetych, aby usunac gruzy i go uwolnic, i slyszy wyraznie, jak ktos mowi o nim, ze jest powaznie kontuzjowany i ze lekarz zaraz nadejdzie. Wydaje mu sie jednak, ze na jego przyjscie musi czekac nieskonczenie dlugo. W koncu lekarz sie zjawia, ale stwierdza, ze zapomnial zabrac ze soba instrumentow, wobec czego nie moze mu udzielic pomocy Uniesiony gniewem na lekarza, nagle widzi, ze wstal o wlasnych silach i uprzytamnia sobie, ze wcale nie jest ranny. Szydzi z doktora i w tym momencie budzi sie.

Z niewielu skojarzen zwiazanych z tym snem przytoczmy najbardziej znaczace. Rozmyslajac nad zbudowanym przez siebie drapaczem chmur napomyka przygodnie, ze interesowala go zawsze architektura W dziecinstwie jego ulubiona zabawa bylo budowanie z klockow, a kiedy mial siedemnascie lat, zamyslal zostac architektem. Kiedy wspomnial o tym ojcu, ten po przyjacielsku zauwazyl, ze, oczywiscie, moze sam decydowac o wyborze swojej kariery, ale ze on, ojciec, jest przekonany, iz ten pomysl to pozostalosc po jego dziecinnych marz‚niach, w rzeczywistosci bowiem woli studiowac medycyne. Mlody czlowiek pomyslal, ze ojciec ma racje, i odtad nigdy juz nie poruszyl przy ojcu tego tematu, lecz rozpoczal - jako rzecz zupelnie oczywista - studia medyczne. Skojarzenia dotyczace doktora, ktory sie spoznil i zapomnial zabrac ze soba narzedzi lekarskich, byly raczej metne i ubogie. W toku opowiadania tej czesci snu uprzytamnia sobie jednak, ze przesunieto mu godzine badania i gdy godzil sie na te zmiane bez zastrzezen, w rzeczywistosci odczuwal ostra zlosc. Czuje, jak w miare mowienia o tym, zlosc przybiera na sile. Oskarza analityka o samowole i w koncu dodaje :

I tak nie moge robic tego, co chce.
Z kolei jest zaskoczony, ze sie tak uniosl i ze to powiedzial, poniewaz nigdy dotad nie odnosil sie wrogo do analityka ani do samego badania.
Po jakims czasie ma inny sen, z ktorego pamieta tylko fragment: ojciec jest ranny w wypadku samochodowym. On sam jest lekarzem i ma sie zajac ojcem. Kiedy probuje go zbadac, czuje, ze jest kompletnie sparalizowany i nie moze nic zrobic. Przerazony, budzi sie.

Opowiadajac o swoich skojarzeniach niechetnie wspomina, ze w ciagu ostatnich kilku lat nawiedzaly go mysli, iz ojciec jego moglby nagle umrzec, i mysli te napawaly go strachem. Czasem nawet myslal o spadku, ktory by odziedziczyl, i o tym, co by poczal z pieniedzmi. Nie zapuszczal sie zbyt daleko w te fantazje, tlumil je bowiem z chwila, gdy sie pojawialy. Kiedy porownuje ten sen z opisanym poprzednio, uderza go, ze w obu wypadkach lekarz nie jest zdolny udzielic skutecznej pomocy. Wyrazniej niz kiedykolwiek przedtem uswiadamia sobie, ze czuje, iz nigdy nie bedzie z niego pociechy jako lekarza. Kiedy zwraca mu sie uwage, ze w pierwszym snie doznaje zdecydowanie uczucia gniewu i drwi z bezsilnosci lekarza, przypomina sobie, ze czesto, czytajac albo slyszac o wypadkach, kiedy to lekarz nie byl w stanie pomoc pacjentowi, doznaje swoistego uczucia tryumfu, ktorego dotychczas nie byl swiadomy.

W dalszym toku badania wylaniaja sie owe tresci do tej pory stlumione. Ku wlasnemu zdumieniu pacjent odkrywa silne uczucie wscieklosci wobec ojca; a dalej, ze jego indolencja lekarska jest czescia ogolniejszego uczucia niemocy, ktore przenika cale jego zycie. Dotychczas sadzil powierzchownie, ze ulozyl sobie zycie zgodnie z wlasnymi planami, teraz jednak czuje, ze w glebi duszy jest pelen rezygnacji. Uswiadamia sobie, ze juz dawniej byl przekonany, iz nie moze robic tego, co chce, lecz musi dostosowac sie do tego, czego sie od niego oczekuje. Widzi coraz jasniej, ze nigdy wlasciwie naprawde nie chcial zostac lekarzem i to, co wydawalo mu sie brakiem zdolnosci, bylo po prostu wyrazem biernego oporu.

Powyzszy przypadek jest typowym przykladem stlumienia rzeczywistych pragnien czlowieka i takiego przyswojenia sobie przezen oczekiwan innych osob, ze wydaje mu sie, iz sa to jego wlasne zyczenia. Moglibysmy powiedziec, ze pierwotne pragnienie zostalo tu zastapione przez pragnienie pozorne.

Owo zastapienie pierwotnych aktow myslenia, odczuwania i woli przez pseudoakty prowadzi w koncu do zastapienia pierwotnego "ja" przez pseudo-"ja". Pierwotne "ja" jest autorem czynnosci psychicznych i umyslowych. Pseudo-"ja" jest tylko posrednikiem, reprezentujacym role, jaka dana osoba powinna odgrywac; czyni to jednak pod firma "ja". Co prawda, jedna osoba moze grac wiele rol, zywiac subiektywne przekonanie, ze jest soba w kazdej z nich. Faktycznie w kazdej z tych rol czlowiek jest tylko takim, jakim w jego przekonaniu chca go widziec inni; i u wielu, jesli nie u wiekszosci ludzi, pierwotne "ja" jest calkowicie zduszone przez pseudo-"ja". Czasami, we snie, w fantazjach albo pod dzialaniem alkoholu, moze pojawic sie cos z pierwotnego "ja" - uczucia i mysli, ktorych czlowiek nie doswiadczal od lat. Czesto sa to mysli i uczucia naganne; zostaly stlumione, poniewaz czlowiek sie ich bal albo wstydzil. Czasami jednak jest to jego najlepsza czastka, ktora czlowiek stlumil w sobie, bo bal sie, ze sie osmieszy albo narazi na ataki16.

Przez utrate wlasnego "ja" i zastapienie go przez "ja" pozorne jednostka popada w stan intensywnego zagrozenia. Przesladuja ja watpliwosci, stajac sie bowiemn w istocie odbiciem oczekiwan innych ludzi, zatracila w pewnej mierze swoja tozsamosc. Aby przezwyciezyc paniczny strach, spowodowany taka utrata identycznosci, jednostka zmuszona jest dostosowywac sie, szukac swojej tozsamosci w ustawicznej aprobacie i uznaniu drugich. Skoro nie wie, kim jest, przynajmniej inni beda wiedzieli, pod warunkiem, ze bedzie postepowala zgodnie z ich oczekiwaniem; jesli zas oni wiedza, ona takze bedzie wiedziec, skoro im tylko uwierzy.

Automatyzacja jednostki we wspolczesnym spoleczenstwie wzmogla bezradnosc i poczucie niepewnosci przecietnego czlowieka.temat czlowieka zautomatyzowanego na kulturowym tle naszej rodzimej demokracji. http://www.freewebs.com/ucieczka/index.html
_________________
„lepiej zapal świecę, niż byś miał przeklinać ciemność”
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum na temat przemocy w rodzinie Strona Główna -> Czytelnia Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group