Forum Forum na temat przemocy w rodzinie Strona Główna Forum na temat przemocy w rodzinie
Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia" IPZ PTP
www.niebieskalinia.pl 
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

dla mgrabasa :)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum na temat przemocy w rodzinie Strona Główna -> Czytelnia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kulerzynka
Wolontariusz NL
Wolontariusz NL


Dołączył: 21 Lip 2008
Posty: 1553
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon Cze 15, 2009 10:55    Temat postu: dla mgrabasa :) Odpowiedz z cytatem

Złe powody zawierania małżeństw

Istnieje wiele niedobrych i niezdrowych powodów zawierania małżeństw. Prowadzi do często tego, że dzielimy życie z osobą, której nawet nie lubimy.


Jednym z nich jest litowanie się nad partnerem. Jest to błąd, który powoduje bardzo wiele nieszczęść w małżeństwach. Przejawia się to pod postacią potrzeby, jaką mają niektóre kobiety i niektórzy mężczyźni, aby poślubić drugą osobę w celu uwolnienia jej od pewnego rodzaju trudności.

Kobieta może wyjść za mężczyznę dlatego, że ten pije lub oddaje się hazardowi. Wierzy, że kocha go tak bardzo, iż "wyleczy" go z tych nałogów. Mężczyźnie może być żal kobiety z tego powodu, że jest przegrana lub niezaradna, albo że jest w depresji. Czuje się wtedy jak rycerz na białym koniu, który przyjedzie pod okno i wyrwie ją z tego wszystkiego! Każda z tych osób robi ten sam poważny błąd: zawiera małżeństwo po to, aby być terapeutą swojego partnera.
Najczęściej nic z tego nie wychodzi. Alkoholik nie przestanie pić tylko z tego powodu, że litujemy się nad nim. Bycie stroną górującą w związku i dawanie do zrozumienia, że partner ma poważne trudności, pogłębia tylko jego brak pewności siebie, będzie tylko urażało go. Prowadzi to zwykle do oporu i buntu w postaci zachowań przeciwstawnych do tych, których oczekujemy - co tylko pogarsza sprawę.

Innym niedobrym powodem zawierania małżeństwa może być lęk przed samotnością i samodzielnością. Jeżeli ktoś zawiera małżeństwo z tego właśnie powodu - zawiera je ze złego powodu. Młodzi ludzie, którzy zbliżają się do dorosłości, często zaczynają wątpić w swoją zdolność znajdowania oparcia w sobie i samodzielnego życia.

Wówczas od razu "pozwalają sobie zakochać się". Nikt nas do tego nie zmusza. Jest czymś, na co pozwalamy, co dopuszczamy i co nieraz niestety sobie wmawiamy, kiedy jest nam wygodnie właśnie tak czuć.

Jednym z "najlepszych" jest moment, kiedy lada chwila zostaniemy odcięci od źródeł oparcia, z których korzystaliśmy jako dzieci i jako dorastające nastolatki. Nic dziwnego, że uczniowie szkół średnich często pobierają się już po maturze. Podejmują taką decyzję właśnie dlatego, że są zbyt zależni od innych emocjonalnie, boją się samotności i samodzielności, potrzebują oparcia. Ci młodzi ludzie, którzy nie przeżyją kilku lat samodzielnie, będą później żałować, że pobrali się zbyt wcześnie.

Jeszcze innym złym powodem zawierania małżeństwa jest lęk przed "staropanieństwem" lub "starokawalerstwem". Kiedy ludzie się boją, często postępują nierozsądnie, lekkomyślnie, a nawet zwyczajnie głupio. Przewidując, że będą mieli mało okazji do zawarcia małżeństwa, mogą odpowiedzieć: "tak" na pierwszą lepszą ofertę, jaka się pojawi, nie rozważając dokładnie złych i dobrych stron tej propozycji. Kiedy desperacko pragną małżeństwa, chwytają każdą okazję i skłonni są ożenić się czy wyjść za mąż za każdego, kto wybawi ich od "piętna" stanu panieńskiego czy kawalerskiego.

Zanim więc staniemy na ślubnym kobiercu, zastanów się czy na pewno jest to osoba, z którą chcemy dzielić swoje życie.

Źródło: wp.pl
_________________
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora
mgrabas



Dołączył: 09 Sie 2008
Posty: 1516

PostWysłany: Pon Cze 15, 2009 12:21    Temat postu: Re: dla mgrabasa :) Odpowiedz z cytatem

dla mnie? ależ ja nie mam zamiaru zawierać innych małżeństw!
już się zaobrączkowałem i to mi wystarczy, raz na całe życie.
gdyby mi ktoś cofnął czas, zrobiłym to samo, tylko lepiej
raczej ten wątek jest dla wszystkich oprócz mnie... ale dzięki Smile
_________________
Co Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
kulerzynka
Wolontariusz NL
Wolontariusz NL


Dołączył: 21 Lip 2008
Posty: 1553
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon Cze 15, 2009 14:01    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

tak dla ciebie...żebys wiedział że chodzi nam o to samo tylko trochę inaczej to jest rozłożone w czasie
Smile
_________________
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora
kulerzynka
Wolontariusz NL
Wolontariusz NL


Dołączył: 21 Lip 2008
Posty: 1553
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon Lip 20, 2009 16:54    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Gdy rodzice i dzieci potrzebują pomocy
Jadwiga Knie-Górna

O tym, że w Polsce coraz więcej rodzin przeżywa kryzys, nie trzeba nikogo przekonywać. Szkoda tylko, że mało w mediach mówi się o miejscach, gdzie mogą one szukać fachowej, wieloaspektowej pomocy.

Jednym z takich miejsc jest Ośrodek Wspomagania Dziecka i Rodziny Światełko w Obornikach Wielkopolskich.

Wszystko zaczęło się od powołania w 1987 roku w Poznaniu Towarzystwa Przywracania Rodziny. Jego celem stało się wspieranie i rozwijanie rodzinnych form niesienia pomocy dziecku. Podejmując różne działania, jego członkowie kierowali się słusznym przekonaniem, że jedynym właściwym środowiskiem, w którym powinno wzrastać i wychowywać się dziecko, jest rodzina. Wieloletnie doświadczenie w pracy z najmłodszymi doprowadziło do powstania profesjonalnych form pomocy dziecku znajdującym się w sytuacji kryzysowej. Wieloletnia ciężka praca Towarzystwa Przywracania Rodziny zaowocowała powołaniem do życia niepublicznych placówek wychowawczo-opiekuńczych posiadających specyfikę bardzo zbliżoną do rodzinnej.

I tak w 1992 roku powstała Ochronka "Jurek” działająca na poznańskiej Starołęce, a pięć lat później zaczął działać jej bliźniaczy oddział "Franciszek" w Obornikach. Trzeba tutaj także wspomnieć, że w 1994 roku Towarzystwo utworzyło Chrześcijański Ośrodek Adopcyjno-Mediacyjny "Pro Familia", mieszczący się na poznańskiej Wildzie. Jednak osoby skupione wokół Towarzystwa doszły do przekonania, że aby skuteczniej zapobiegać niepowodzeniom w życiu rodzinnym i pomóc rodzicom w rozwiązywaniu ich trudności wychowawczych, w 2007 roku rozpoczęły realizację projektu Ośrodek Wspomagania Dziecka i Rodziny "Światełko". Projekt jest realizowany dzięki finansowemu wsparciu udzielonemu przez Islandię, Liechtenstein oraz Norwegię w ramach Funduszu dla Organizacji Pozarządowych. Celem ośrodka jest niesienie specjalistycznej pomocy rodzinie oraz dziecku w bardzo szerokim tego słowa znaczeniu, w tym także prowadzi profilaktykę niedostosowania społecznego.

Nauczmy się korzystać z pomocy

Jak podkreśla Anna Szurpicka – dyrektor placówki, z wykształcenia pedagog, wszyscy pracownicy ośrodka posiadają nie tylko odpowiednie wykształcenie, ale także wieloletnie doświadczenie w pracy z rodziną, dzięki czemu konkretną pomoc w "Światełku" mogą znaleźć zarówno małżonkowie borykający się z własnymi problemami, jak i dzieci oraz młodzież nieradzące sobie z trudnościami napotykanymi w domu rodzinnym, w szkole, a także rodzice samotnie wychowujący dzieci oraz rodzice zastępczy. – U nas także znajdą wsparcie rodzice dzieci z ADHD, z niepełnosprawnością intelektualną, fizyczną, chorobami somatycznymi i innymi problemami rozwojowymi. Niewątpliwe istotna jest informacja, że wszelkie porady, prowadzone zajęcia, szkolenia czy terapie są u nas bezpłatne – dodaje dyrektor Szurpicka. Justyna Kuświk, psycholog ośrodka zauważa, że każde małżeństwo, każda rodzina czy najmłodsi jej członkowie mogą korzystać z terapii psychologicznej tyle razy, ile wymaga tego sytuacja. Niektóre dzieci uczęszczają na zajęcia nawet dwa razy w tygodniu. Z pomocy specjalistów korzystają ludzie z różnych środowisk społecznych, posiadający też różny stopień wykształcenia.

Bardzo mylne jest przeświadczenie, że trudności wychowawcze dotyczą tylko rodzin dysfunkcyjnych. – Problemy z dziećmi najczęściej zaczynają się wówczas, gdy rodzice borykają się z problemami małżeńskimi. Dlatego bardzo namawiam wszystkich małżonków, jeśli macie państwo trudności w komunikowaniu się, przyjdźcie do nas, korzystajcie z naszej pomocy mediacyjnej, korzystajcie z wszelkich możliwych i dostępnych u nas terapii, przyprowadźcie także swoje dzieci. Każda osoba znajdzie u nas indywidualne wsparcie psychologiczno-pedagogiczne – apeluje Justyna Kuświk.

W "Światełku" odbywają się m.in. zajęcia z muzykoterapii, arteterapii i ogólnorozwojowe. Dzieci i młodzież biorą udział w zajęciach grupowych, grupy oczywiście dostosowane są do wieku dziecka i liczą od pięciu do ośmiu osób. Celem zajęć w ośrodku jest uczenie poprawnej komunikacji, radzenia sobie ze stresem i gniewem, technik pozytywnego myślenia, rozpoznawania granic własnej intymności, wzmacnianie poczucia własnej wartości i skuteczności, rozwijanie umiejętności podejmowania decyzji, a także umiejętności poszukiwania konstruktywnych rozwiązań, budowanie empatii, modyfikowanie zachowań patogennych oraz profilaktyka przemocy rówieśniczej.

"Franciszek" początkiem lepszego życia

Niestety, wciąż wiele dzieci nie doświadcza miłości, jedne porzucone, inne posiadające dramatyczny bagaż doświadczeń trafiają do różnych miejsc, gdzie oczekują na taką rodzinę, która obdarzy je miłością i zapewni poczucie bezpieczeństwa. Szczęściarzami mogą nazwać się te dzieci, które trafią do "Franciszka", ochronki, która znajduje się w sąsiedztwie "Światełka". Patrząc na budynek z zewnątrz ma się wrażenie, że jest to normalny, jednorodzinny dom, z ładnym ogrodem i placem zabaw. Wnętrze domu także zaskakuje "normalnością". Pokoje, w których mieszkają dzieci, są ładnie urządzone, praktyczne, czyste, miłe, po prostu takie, w jakich lubią mieszkać dzieci. Taki jest właśnie cel ochronki: stworzyć przebywającym tu wychowankom atmosferę pełnego życzliwości i serdeczności domu, w którym wszyscy się wzajemnie szanują.

We "Franciszku" z założenia zawsze mieszka nie więcej niż sześcioro dzieci, które z różnych względów nie mogą mieszkać z własnymi rodzicami. Wychowankami zajmuje się na zmianę czworo opiekunów posiadających odpowiednie kwalifikacje, ale przede wszystkim wielkie serca. Dzięki temu każdy z małych mieszkańców ochronki otrzymuje wiele potrzebnego zainteresowania, uśmiechu, akceptacji i nowych pozytywnych doświadczeń. Wychowawcy starają się odbudowywać w dzieciach mocno nadszarpnięte zaufanie do osób dorosłych i świata, który potrafi im czasem pokazać swoje najgorsze oblicze. Tutaj w poczuciu bezpieczeństwa dzieci mogą spotykać się z rodzicami, bowiem głównym celem "Franciszka" jest nie tylko stworzenie bezpiecznego środowiska i najkorzystniejszych warunków rozwoju, ale także podejmowanie starań o powrót dziecka do jego rodziny, a jeśli jest to niemożliwe, znalezienie mu jak najlepszej rodziny zastępczej bądź adopcyjnej. – Niestety, procedura odebrania władzy rodzicielskiej w wielu przypadkach nadal trwa zbyt długo. Prawo często chroniąc rodzica, skazuje małe dzieci na wieloletni pobyt w placówce, co skutkuje poważnymi i nieodwracalnymi zmianami osobowości – stwierdza ze smutkiem Anna Szurpicka.

Dzieci, które znalazły schronienie i drugi dom we "Franciszku", dzięki "ciociom" mają szansę odbudowania zaufania do ludzi i otaczającego świata, uleczenia zranień. Uczą się okazywania uczuć, otrzymują ciepłe i systematyczne posiłki, przeżywają radość z pokonywania nawet najmniejszych niepowodzeń. Wychowankowie ochronki wiedzą, że bliska im osoba oczekuje na ich powrót ze szkoły, pomoże w nauce i pełna zrozumienia postara się rozwiązać dziecięce problemy.

Nie pozostawajmy obojętni

Celem Ośrodka Wspomagania Dziecka i Rodziny jest także promocja rodzicielstwa zastępczego. - W naszym ośrodku osoby zainteresowane stworzeniem rodziny zastępczej zostaną nie tylko bardzo szczegółowo poinformowane, jak taką rodziną można się stać, ale także mogą liczyć na wszelką pomoc w przygotowaniu do rodzicielstwa zastępczego. A niewątpliwie takie przygotowanie, a później nieustanne wsparcie, jest bardzo potrzebne dla uniknięcia niepotrzebnych błędów, za które czasem wysoką cenę płacą zarówno rodzice, jak i dzieci – stwierdza Justyna Kuświk.

W "Światełku" kandydaci na rodziców zastępczych, a także osoby pełniące już taką funkcję, mogą liczyć na pomoc indywidualną, w grupach wsparcia, jak również na pomoc terapeutyczną dla dzieci. Pomoc ta polega na wzmacnianiu systemu rodzinnego, podnoszeniu kompetencji wychowawczych, wzmocnieniu poczucia sprawczości w roli rodzica, nabyciu umiejętności stawiania granic, skutecznego interweniowania w sytuacjach niepokojących zachowań dziecka, edukację w zakresie potrzeb dziecka oraz radzenia sobie z występującymi trudnościami. – Rodzina zastępcza jest wielką szansą na wpojenie dziecku właściwych postaw i wartości. Dzięki ofiarowanej mądrej miłości daje się małemu człowiekowi szansę na lepsze życie, które być może sprawi, że rozwinie on skrzydła i stanie się wyjątkowym darem dla nas wszystkich – konstatuje Anna Szurpicka.

źródło: onet.pl
_________________
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora
Echnaton
Moderator - Współpracownik NL konsultant ds. prawa i procedur
Moderator - Współpracownik NL konsultant ds. prawa i procedur


Dołączył: 15 Lis 2006
Posty: 6110
Skąd: Suwałki

PostWysłany: Pon Lip 20, 2009 22:26    Temat postu: Od grzechu do obowiązku, czyli kościelne dzieje seksu Odpowiedz z cytatem

Dziś dziennikarze chętnie piszą o "seksualnej rewolucji" w Kościele dokonanej przez o. Ksawerego Knotza OFM Cap.

I panuje powszechna zgoda co do tego, że rewolucyjna jest przede wszystkim forma i medialność tego przekazu.

Treść bowiem - o czym świadczy imprimatur - zgodna jest z oficjalną nauką Kościoła: wszak nikt nie zakwestionuje dziś chrześcijańskiej pełnoprawności pożycia małżeńskiego, nikt przy zdrowych zmysłach nie nazwie go grzechem! A jednak…

Śledząc, jak kształtowała się teologia małżeństwa w Kościele od późnej starożytności po kres średniowiecza, możemy zauważyć, że afirmacja małżeńskiej seksualności była początkowo bardzo daleka od oczywistości.

Seks to nie tylko orgazm - przeczytaj wywiad z o. Knotzem

Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę. Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: "Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną" (Rdz 1,27-2Cool. Czym są te słowa pierwszego opisu stworzenia człowieka, jeśli nie afirmacją miłości małżeńskiej wraz z jej wymiarem fizycznym? A jednak pouczenie to interpretowano w egzegezie patrystycznej IV i V w. w sposób czysto alegoryczny, łącząc je z nakazem misyjnym: Idźcie i nauczajcie wszystkie narody. Nawet gdy ok. V w. zaczęto je interpretować również dosłownie, nie zmieniło to w niczym powszechnego - tak u Ojców Kościoła, jak i w średniowieczu - przekonania, że w raju Adam i Ewa żyli w czystości. Święty Jan Chryzostom formułuje to w następujący sposób: "Małżeństwo zostało ustanowione po grzechu pierworodnym, jako pocieszenie wobec śmierci, by człowiek, który dziś musi umrzeć, mógł się uwiecznić w swych potomkach". Inni, ze św. Hieronimem na czele, są bardziej rygorystyczni; ich zdaniem rozmnażanie płciowe - a wraz z nim i popęd seksualny - jest karą za grzech pierworodny: w bólu będziesz rodziła dzieci, ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia (Rdz 3,16).

"Zło konieczne"

Małżeństwo jest więc następstwem zła i choćby z tej przyczyny samo jest złem, aczkolwiek - co z bólem godzą się przyjąć ascetyczni teolodzy - jest to zło konieczne czy też mniejsze zło. Stworzona przez św. Augustyna teologia małżeńska Kościoła, w dużej mierze obowiązująca do dziś, opiera się na obrazie małżeństwa z I Listu do Koryntian św. Pawła, nadającym bezwzględny prymat dziewictwu: dobrze jest człowiekowi nie łączyć się z kobietą. Ze względu jednak na niebezpieczeństwo rozpusty niech każdy ma swoją żonę, a każda swojego męża (7,1-2). Jedyną racją bytu tej instytucji - dalekiej jeszcze od sakramentu - było zatem zdyscyplinowanie żądzy ciała i zamknięcie ludzkiej seksualności w ściśle określonych i dobrze strzeżonych granicach: jeśli nie potrafiliby zapanować nad sobą, niech wstępują w związki małżeńskie. Lepiej jest bowiem żyć w małżeństwie, niż płonąć (1 Kor 7,9). Lepiej, co nie znaczy, że dobrze: św. Augustyn nie ma wątpliwości, że dobrem właściwym jest stan dziewictwa.

Kiedy jednak człowiek niezdolny do oparcia się chuci decyduje się na owo mniejsze zło i wstępuje w związek małżeński, nie oznacza to, że może odtąd bez poczucia winy oddawać się przyjemności pożycia z małżonką. Z tą przyjemnością sprawa jest bowiem jeszcze bardziej problematyczna niż z małżeństwem. Z jednej strony św. Paweł jasno nakazuje chrześcijanom aktywne pożycie małżeńskie: Nie unikajcie jedno drugiego, chyba że na pewien czas, za obopólną zgodą, by oddać się modlitwie, potem zaś wróćcie do siebie, aby - wskutek niewstrzemięźliwości waszej - nie kusił was szatan (1 Kor 7,5), a nawet ustanawia debitum coniugale (łac. małżeńskie obowiązki): Mąż niech oddaje powinność żonie, a żona mężowi (7,3) (średniowieczne sądy kościelne będą potem prawnie rozstrzygać skargi małżonków dotyczące niedopełnienia owych obowiązków). Z drugiej strony nawet zdyscyplinowane w małżeństwie pożądanie nie przestaje być pożądaniem, nie traci więc zasadniczo negatywnego charakteru. Św. Augustyn, tak jak św. Paweł, akceptował akt płciowy w małżeństwie, choć jako ściśle podporządkowany celowi prokreacji i obwarowany licznymi zastrzeżeniami mającymi chronić przed pożądliwością: "Czym innym jest małżeństwo służące jedynie posiadaniu dzieci, co wyklucza wszelki grzech, czym innym szukanie w małżeństwie rozkoszy seksualnej z własną żoną, co jest wciąż tylko grzechem powszednim". Tertulian wypowiadał się już bardziej radykalnie: "Podstawą małżeństwa i podstawą rozpusty jest ten sam akt. Dlatego mężczyzna postępuje najlepiej, jeżeli nie tyka kobiety" (De exhortatione caritatis). Najzacieklejszy w swych atakach na małżeństwo św. Hieronim pisał z kolei: "Małżonkowie żyją niczym bydło, a spółkowanie z kobietami upodabnia mężczyzn do świń i innych nierozumnych bydląt" (Adversus Jovinianum). Wreszcie, wielki XII-wieczny teolog, Hugon od św. Wiktora, stwierdził wprost: "Obcowanie rodziców nie odbywa się bez cielesnego pożądania (libido), a zatem poczęcie dziecka nie odbywa się bez grzechu".

Do czego służy ta kobieta?

Z całą stanowczością należy jednak zaznaczyć, że negatywne postrzeganie cielesności nie zrodziło się wraz z chrześcijaństwem. Kościół jest spadkobiercą starożytnego antyfeminizmu, a także filozoficznych, zwłaszcza platońskich nurtów, głoszących prymat ducha nad ciałem i wzgardę dla cielesności. Chrześcijaństwo przydaje cielesności jedynie teologiczną konotację grzechu. Tradycja grecka i rzymska znała nawet swoistą formę celibatu wśród elit, wyrażającą się w niechęci do prokreacji. We wczesnym chrześcijaństwie spadkobiercami tej tradycji stała się elita klerykalna (niższe poziomy kleru celibat objął bowiem dopiero od XI w.), stosująca abstynencję seksualną, i to jej w udziale przypadło kształtowanie teologii moralnej małżeństwa.
Akt małżeński nie przestaje zatem być grzechem, a w najlepszym razie jest nieczystością (niesłychanie częste są metafory brudu, zbrukania itp. w odniesieniu do pożycia małżonków), nawet jeśli służy prokreacji. Niemniej jednak prokreacja jest konieczna. Dla św. Augustyna konieczność ta wynika logicznie z Księgi Rodzaju (2,1Cool: Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam; uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc. Mizoginiczny teolog tak rozumuje: "Nie wiem, do jakiej pomocy mężczyźnie została stworzona kobieta, jeśli wykluczymy cel prokreacji. Jeśli kobieta nie została dana mężczyźnie do pomocy w rodzeniu dzieci, w takim razie do czego? Może do tego, by razem uprawiali ziemię? W takim razie lepszą pomocą dla mężczyzny byłby mężczyzna. To samo tyczy się pociechy w samotności: o ileż przyjemniejsze jest życie i rozmowa, gdy mieszkają z sobą dwaj przyjaciele niż mężczyzna i kobieta!" (De genesi ad litteram, IX, 5-9).

Towar reglamentowany

Prokreacja jest więc jedynym uzasadnieniem małżeństwa. Jest również obowiązkiem, co w średniowieczu podkreślano szczególnie mocno, by dać odpór rozmaitym herezjom czerpiącym z tradycji orfickiej i zaciekle zwalczającym prokreację. Należało zaludnić ziemię, by następnie wypełnić niebo chrześcijańskimi duszami. Jak pisze Duns Szkot: "Wszechmocny nakazał prokreację dla zrównoważenia upadku aniołów". Dlatego zbrodnią są wszelkie próby przeciwdziałania jej - a są nimi w równej mierze antykoncepcja (stosowana już w starożytności), onanizm, stosunki przerywane i przerywanie ciąży.

Niedościgłym ideałem jest jednak prokreacja bez odczuwania przyjemności seksualnej. Pisze św. Hieronim: "Kto nadmiernie miłuje swoją żonę, pogrąża się w cudzołóstwie, a z żony swej czyni ladacznicę", a jego słowa powtarzają w średniowieczu Alain z Lille, św. Bernard i inni. Kościół podejmuje próby skodyfikowania pożycia cielesnego małżonków przez poddanie go ścisłej reglamentacji. Wstrzemięźliwość miała obowiązywać już od dnia poprzedzającego niedzielę i dzień świąteczny (no i oczywiście w samo święto!), w środy i piątki, w Wielkim Poście, Adwencie, przed świętem Podwyższenia Krzyża etc. Ambitnym pobożnym małżonkom pozostawało w skrajnych przypadkach ok. 92 dni w roku, nie licząc okresów nieczystości kobiety! Pary, które nie przestrzegały liturgicznie nakazanej wstrzemięźliwości, mogły spodziewać się narodzin dzieci epileptycznych, trędowatych czy wręcz diabelskich. Tak mówi w swym kazaniu Cezary z Arles: "Trędowaci rodzą się zazwyczaj nie z mądrych rodziców, którzy zachowują czystość w stosownych dniach, a przede wszystkim z prostaków, którzy niezdolni są zapanować nad sobą". W środowiskach klasztornych od VI w. powstają penitencjały, swoiste katalogi grzechów i pokuty, szczególnie wiele miejsca poświęcające sprawom seksu. Burchard z Wormacji, niemiecki kanonista z XI w. pisze z iście niemiecką precyzją o "nadużyciach małżeńskich": "Czy z twą małżonką, bądź z jakąkolwiek inną kobietą (sic), spółkowałeś od tyłu, na modłę psów? Jeśli to uczyniłeś, odbędziesz pokutę dziesięciu dni o chlebie i wodzie". Najwyraźniej uprawianie seksu w niedozwolonej pozycji jest grzechem poważniejszym niż cudzołóstwo. Dalej: "Czy obcowałeś z twą małżonką, gdy jawne już stało się poczęcie? Jeśli to uczyniłeś, odprawisz pokutę dziesięciu dni o chlebie i wodzie. (…) Czy zbrukałeś się ze swą małżonką w Wielkim Poście? Musisz pokutować przez czterdzieści dni o chlebie i wodzie albo złożyć dwadzieścia sześć soldów jałmużny. Jeśli zdarzyło się to, gdy byłeś pijany, będziesz odbywał pokutę dwudziestu dni o chlebie i wodzie". Święty Bernardyn ze Sieny piętnuje z kolei rozmaite formy pettingu, "dotyk ustami bądź dłonią".

"Czymże jest bowiem miłość?"

W tym miejscu wypada zadać pytanie: "a jaka była praktyka?" Wymaganiom nie sposób było sprostać, dlatego nie traktowano ich bardzo poważnie, a ponieważ grzechem było jakiekolwiek pożycie, nie przejmowano się zbytnio wiernością małżeńską ani wstrzemięźliwością zalecaną duchownym: kwitła cudzołożna miłość dworna, zaś klerkowie spierali się z rycerzami o to, którzy są lepszymi kochankami. Andreas Capellanus, duchowny i teoretyk dwornej miłości, argumentuje w dość szokujący sposób: "Wystarczające jest, bym głosił mym wiernym Słowo Boże, gdy stoję przy ołtarzu. I tak, jeśli poproszę jaką niewiastę, by została mą kochanką, nie może ona mnie odprawić pod pretekstem, że jestem kapłanem. Co więcej, dowiodę wam niezbicie, iż lepiej do miłowania wybrać człeka duchownego niż świeckiego…". "Sąd miłosny" prowadzony na dworze Marii z Szampanii orzeka następująco: "Jest rzeczą oczywistą, że miłość nie może mieć miejsca w małżeństwie. Niewątpliwie małżonkowie mogą być z sobą związani potężnym i nieograniczonym uczuciem, ale uczucia tego nie sposób utożsamić z miłością: nie taka jest jego definicja. Czymże jest bowiem miłość, jeśli nie szalonym pragnieniem namiętnego kosztowania ukrytych i sekretnych pieszczot?"

Sytuacja zmienia się, ale bardzo powoli i opornie. Reformatorskie ruchy w Kościele od końca XI w. starają się schrystianizować małżeństwo, czyniąc zeń powoli instytucję religijną, a wreszcie jeden z sakramentów. W XII w. Piotr Abelard - który sam, jak wiadomo, nie hołdował ascezie - mówi odważnie: "Nie można nazywać grzechem naturalnej przyjemności ani też mówić o winie, gdy kto cieszy się przyjemnością, od której odczuwania nie może się powstrzymać. Bowiem od pierwszego dnia naszego stworzenia, gdy człowiek żył jeszcze bezgrzesznie w Raju, stosunkom małżeńskim i kosztowaniu wybornych potraw zawsze towarzyszyły przyjemne doznania. Sam Bóg tak naturę naszą stworzył" (Ethica 3). On również jednak mówi o "błogosławionej kastracji", która wyzwoliła go z "ohydztwa żądzy" (w małżeństwie!). Do Heloizy zaś zwraca się z takim pocieszeniem: "Szczęsna zamiana węzła małżeńskiego, gdy będąc wprzódy małżonką nędznego człowieka, otoś jest wyniesiona do łożnicy najwyższego Króla!".
Dziewica czy małżonka

Częściowa rehabilitacja małżeństwa w XIII w., otwierająca małżonkom niedostępną dla nich do tej pory drogę do świętości, nie obejmuje również życia płciowego: Kościół zaleca dążącym do uświęcenia małżonkom, by po przyjściu dzieci na świat zrezygnowali z uprawiania seksu. Wyższość dziewictwa nie zostaje nigdy podana w wątpliwość. Biograf św. Julianny pisze: "Szczęśliwa dziewica! Nim zbrukały ją doczesne pieszczoty, poślubiona została Chrystusowi przez swą miłość". Podobnie wyraża się św. Bernard: "Szczęśliwi, którzy nie zbrukali swych szat i którzy chlubią się, wraz z Panią naszą, przywilejem dziewictwa" (Kazanie XLVI). W zbiorze kazań poświęconych Pieśni nad Pieśniami ów poetycki opis małżeńskiej miłości zostaje całkowicie pozbawiony swego literalnego znaczenia i jest odnoszony do doskonałości dziewictwa, podobnie jak cała mistyka nupcjalna (oblubieńcza). Po dziś dzień pozostajemy w orbicie tych pojęć. Czystość, w przenośnym znaczeniu, jest nadal synonimem abstynencji seksualnej. Podkreślony jest wieczysty charakter dziewictwa Maryi, który w najmniejszym stopniu nie wynika z Ewangelii -werset: [Józef] nie zbliżał się do Niej, aż porodziła Syna (Mt 1,25), opatrzony jest w Biblii Tysiąclecia przypisem, który mówi, iż autor Ewangelii "nie twierdzi, że Maryja nadal pozostała dziewicą, lecz i nie przeczy temu". Biblia poznańska komentuje wprost: "Wstrzemięźliwość Józefa trwała również po narodzinach Jezusa, ale Ewangelista nie zajmuje się już tym tematem". Skąd ten nacisk, jeżeli nie stąd, że na pożyciu małżeńskim nadal ciąży odium nieczystości?

Przełom?

Przełom XIV i XV w. przynosi pewne rozluźnienie w kwestii seksualności. Dopuszczone stają się pieszczoty i uściski (bez wylania nasienia). Dionizy Kartuz, reagując na potrzeby coraz liczniejszej warstwy oświeconych świeckich, uznaje istotną wartość małżeńskiej miłości fizycznej, będącej już nie przeszkodą, a drogą ku wyższym etapom agape. Marcin Le Maistre i Jan Mair, XV-wieczni nominaliści, sprzeciwiając się całej tradycji Kościoła, dążą do usprawiedliwienia rozkoszy seksualnej w stosunkach małżeńskich; kardynał Kajetan, dominikanin, przyznaje stosunkom małżeńskim pełne "uprawnienie", nie uznając ich nawet za grzech powszedni. Ten nurt liberalny trwa przez cały XVI w.: Dominik de Soto, Piotr Kanizjusz, doktorzy jezuiccy niestrudzenie dowartościowują fizyczną miłość, nie odrzucając rzecz jasna celu prokreacji. Kościół jednak nie znajduje się "na prostej" wiodącej do ojca Knotza. Na przełomie XVI i XVII w. wracają zasady augustyńskie: Europa protestancka przez rygoryzm dotyczący zachowań seksualnych chce podkreślić konieczność łaski, w katolickiej zaś jansenizm prowadzi do pedagogii rozpaczy. Kto wie zatem, co czeka nas po ojcu Knotzu…

Teraz jednak, czytając podręcznik kapucyna, możemy mieć wrażenie, że oto wreszcie uporaliśmy się z odium ciążącym na małżeńskim pożyciu. Chociaż… gdy czytam fragment o tym, że "miłość męża do żony obliguje go, aby po swoim własnym zaspokojeniu pieścił jej wargi sromowe i łechtaczkę do czasu, aż osiągnie orgazm", mam niepokojące poczucie, że nie jesteśmy bardzo daleko od wyroku XII-wiecznego sądu kościelnego, który również obligował męża (pod groźbą pręgierza, to prawda, i bez doprecyzowania sprawy orgazmu) do współżycia płciowego z żoną przynajmniej raz w tygodniu… Mam wrażenie, że mamy tu do czynienia z podobnym pragnieniem kanonicznego niemal regulowania wszystkich, najdrobniejszych choćby kwestii związanych z pożyciem małżeńskim. Rodzi się we mnie obawa, że pozornie wychodząc naprzeciw oczekiwaniom nowych, bardziej wyzwolonych seksualnie chrześcijan, i zachęcając ich do otwartości na doznania erotyczne, w gruncie rzeczy gwałci się intymność małżeńską i skutek może być odwrotny do zamierzonego - a podobny do tego, który odnosiły zakazy i nakazy średniowieczne. Seks bowiem - szczególnie małżeński, jako otwarty na tajemnicę życia i niezdolny zredukować się do czysto technicznej gimnastyki - jest domeną, która szczególnie potrzebuje intymności i dyskrecji. Piosenkarka, która w wywiadzie promującym skandalizującą płytę mówi: "wkurzało mnie, że intymność jest w popkulturze tematem wstydliwym", pada ofiarą całkowitego pomieszania pojęć: słowo intimus oznacza "najbardziej wewnątrz znajdujący się, najtajniejszy, najgłębszy", z definicji jest więc czymś, co unicestwia się przez upublicznienie.

Może więc istnieje trzecia droga dla Kościoła, której wzór mogłaby dać Ewangelia: wyznaczając jasne reguły dotyczące ochrony życia i małżeństwa, zachowuje ona najdalej idącą dyskrecję i szacunek wobec małżeńskiego pożycia. Może zamiast zakazywać bądź nakazywać, zwrócić małżonkom wolność w przeżywaniu ich intymności?

Joanna Gorecka-Kalita - historyk literatury, tłumacz z j. francuskiego.
_________________
„lepiej zapal świecę, niż byś miał przeklinać ciemność”
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora
kulerzynka
Wolontariusz NL
Wolontariusz NL


Dołączył: 21 Lip 2008
Posty: 1553
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pią Lip 24, 2009 11:43    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

W związku jak na ringu


Choć większość z nas twierdzi, że w związku ceni sobie najbardziej partnerstwo i równouprawnienie, w praktyce coraz częściej decydujemy się na walkę a nie dialog.

- Od pewnego czasu odczuwam niewymowną satysfakcję wytykając swojej partnerce jej nieporadność i nieudolność. Robię wszystko, aby mieć nad nią przewagę, nawet jeśli ma mnie to kosztować więcej wysiłku i poświecenia. Ona nie pozostaje obojętna na moje zachowanie. Nasz związek przypomina bokserski ring - pisze Robert z Wrocławia.

Rywalizujesz, więc jesteśCoraz bardziej powszechnym modelem partnerstwa jest związek rywalizacyjny. Rosnącą popularność tego modelu relacji odnotowano w Polsce po okresie transformacji ustrojowej.

Jest to zaburzenie partnerskie, które polega na tym, że w związku występuje rywalizacja na takich płaszczyznach wspólnego życia jak seks czy też wychowywanie dzieci. Partnerzy zazdroszczą sobie sukcesów zawodowych, hobby czy przyjaciół. Z drugiej strony napięcia mogą powstawać w temacie wyjazdu na wspólne wakacje, czy kupna nowego samochodu. Ustąpienie partnerowi uważane jest za osobistą porażkę i robi się wszystko, żeby postawić na swoim.

Walka o dominację jest nieodłącznie wpisana w strukturę współczesnej gospodarki, polityki i ekonomii. Rywalizacja nie omija także związków międzyludzkich, coraz częściej także tych intymnych. Tendencje rywalizacyjne objawiają się poprzez wysoką potrzebę osiągnięć, agresywność, gwałtowność, chroniczny brak czasu, niecierpliwość i pośpiech, któremu towarzyszy zwykle wrogość wobec tych, którzy stają na przeszkodzie.

Do typowych form zachowań partnerów należą walka i dominacja. Partnerzy narzucają swoje potrzeby.

Sypialnia jak pole walki

Rywalizacja nie omija także sfery seksu. Mimo, że partnerzy nie odczuwają psychosomatycznych zaburzeń sprawności seksualnej, ich życie erotyczne często jest dalekie od ideału. Życie w ciągłym napięciu i permanentna walka nie sprzyja budowaniu bliskości i bezpieczeństwa.

Według Krzysztofa Nowosielskiego z Zakładu Profilaktyki Chorób Kobiecych i Seksuologii Śląskiej Akademii Medycznej w Katowicach walka o dominację objawia się poprzez nastroje pozytywne na niepowodzenia partnera, agresję werbalną lub też jawną, czy też poprzez walkę o prestiż. Dla partnerów o tendencjach rywalizacyjnych charakterystyczna jest postawa górowania, która przejawia się w narzucaniu drugiej osobie własnej wizji związku.

Walka o dominację, czasem przydatna w życiu zawodowym, kompletnie nie sprawdza się w partnerstwie. Rywalizacja to cichy zabójca bliskości, dlatego nie warto przenosić do związku emocji charakterystycznych dla zawodów sportowych, a nadmiar energii przeznaczyć na pielęgnowanie wzajemnych relacji.

źródło informacji: INTERIA.PL
_________________
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum na temat przemocy w rodzinie Strona Główna -> Czytelnia Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group