Forum Forum na temat przemocy w rodzinie Strona Główna Forum na temat przemocy w rodzinie
Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia" IPZ PTP
www.niebieskalinia.pl 
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Agresja słowna
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum na temat przemocy w rodzinie Strona Główna -> Forum ogólne o przemocy w rodzinie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
pati70



Dołączył: 20 Sty 2011
Posty: 5

PostWysłany: Pią Sty 28, 2011 23:55    Temat postu: Agresja słowna Odpowiedz z cytatem

Witam Was...
Jestem tu nowa, no ale jestem, więc mam problemy zbliżone do Waszych. Chciałabym zasięgnąć opinii i poradzić się w sprawie agresji psychicznej, którą od jakiegoś czasu stosuje mąż.
Może krótko opiszę sytuację:
Jesteśmy po ślubie 17 lat, mamy dwóch synów 7 i 14 lat. Nasz związek jest w kryzysie od długiego czasu, 5 lat temu rozstaliśmy się na kilka miesięcy, mąż w tym czasie poznał inną kobietę przez net, w którym spędza sporo czasu i zdradził mnie z nią, potem chciał do niej odejść na stałe. Ja pochodzę z rodziny alkoholowej, ale o czymś takim jak DDA dowiedziałam się właśnie 5 lat temu i postanowiłam pójść na terapię grupową. Wszystkie te wydarzenia skumulowały się w jednym czasie, po długich rozmowach i przekonywaniach mąż postanowił dać naszemu związkowi jeszcze jedną szansę i ponownie zamieszkaliśmy razem.
Nie chciałabym, abyście odnieśli wrażenie, że jedynie mąż jest winny rozpadowi naszego związku. Chcę być szczera i obiektywna, napiszę więc, że wina leży jednakowo po obu stronach jeśli chodzi o czas do rozstania. Życie z DDA nie było dla męża łatwe, nie rozumiał wielu moich zachowań (ja tez nie zawsze je rozumiałam), mojej olbrzymiej wrażliwości i lęków.
Do czego zmierzam: od pewnego czasu (jakieś 2 lata temu) mąż odsunął sie od nas. Nigdy nie był rewelacyjnym ojcem, ale teraz dzieci nie interesują go zupełnie. Dwa razy w ciągu ostatnich miesięcy był agresywny fizycznie wobec starszego syna i wyrzucił go z domu. Raz zrobił to w obecności młodszego syna, który bardzo się wystraszył. Mąż nie interesuje sie dziećmi, jeśli trzeba małego zaprowadzić lub przyprowadzić ze szkoły to zrobi to, ale raczej na zasadzie "dostarczenia towaru w określone miejsce". Nie ma między nimi więzi i ilekroć dzieci o coś do niego sie zwracają odpycha je słownie lub wygania z pokoju.
Pisałam o agresji... mąż stosuje agresje psychiczną w stosunku do nas. Ciężką do udowodnienia, bo nie zostawiającą śladów na ciele. Kiedy wraca do domu nigdy nie wiem do czego przyczepi się tym razem... czy to będzie nie wyjęte na czas i zamarzniete masło... czy brak zimnej wody w dzbanku... czy fakt, że dzieci rozlały wodę w kuchni tuz przed jego przyjściem i nie zdążyły sprzątnąć. Ma do mnie ciągłe pretensje, że źle wychowałam dzieci, wypomina mi to na każdym kroku. Przesyła mi aluzyjne zdjęcia pięknych kobiet z podpisem "seks jest jak gra w brydża... jak się nie ma dobrego partnera to trzeba mieć dobrą rękę"...
Mąż jest też pornoholikiem... od dawna próbował w naszej sypialni odgrywać sceny z ***ów wmawiając mi, że wszyscy tak robią... przez pewien czas godziłam się, jednak w pewnym momencie zbuntowałam się i nie chciałam tego robić... więc mąż wielokrotnie dawał mi do zrozumienia jak beznadziejna w "tych sprawach" jestem. Nawet zamieścił ogłoszenie towarzyskie, że szuka pani do seksu...

Trudno mi o tym wszystkim pisać, ale zdecydowałam się, ponieważ ostatnio mąż wyładował złość na młodszym synu, kiedy mały poprosił go o pomoc przy zdjęciu bluzki... mąż szarpnął go tak gwałtownie, że mało nie uszkodził dziecku nosa....
Chcę wystąpić o separację z mężem, chciałabym, aby wyprowadził się z naszego mieszkania. Wiem jednak, że staranie sie w sądzie o nakaz eksmisji musi mieć solidne podstawy, a to, że ja powiem co mąż robi raczej sądu nie przekona, bo nie ma dowodów w postaci obdukcji... jest moje słowo przeciwko jego słowu.

Proszę pomóżcie mi.. naprawdę nie wiem, jak mogłabym w sądzie udowodnić psychiczną przemoc męża wobec mnie i dzieci. Dzieci traktowane są przez męża jak powietrze, jeśli juz zwróci na nie uwagę to po to, aby im powiedzieć co zrobiły źle. Nie chwali ich, nie motywuje do starań, tylko dołuje poprzez naśmiewanie się, wypominanie i przylepianie łatek w stylu "nie myślisz, głupi jesteś"... "nigdy sie nie nauczysz"... "nie potrafisz zrobic prostych rzeczy". Ze starszego syna zrobił sobie "chłopca do bicia", cokolwiek by syn nie zrobił jest źle...

Nie mam juz siły znosić tego dłużej. Żyję w ciągłym stresie, nie wiem co danego dnia powiem lub zrobię nie tak, aby zasłużyć na słowa pełne pogardy, na wymówki, na wpędzanie w poczucie winy... nie wiem co zrobią dzieci. Kiedys wyszłam tylko wyrzucić śmieci, a kiedy wróciłam weszłam na scenę, kiedy mąż popchnął starszego syna na ścianę i przyparł do niej... powiedział "nie podskakuj mi gówniarzu, jeszcze jestem od ciebie silniejszy"... syn miał łzy w oczach. Co wydarzyło się w ciągu niecałej minuty?? Nie wiem do dzisiaj, bo syn nie chciał mi powiedzieć... ale ta scena też rozegrała się na oczach młodszego...

Proszę Was o radę... dziękuję z góry. Crying or Very sad Crying or Very sad
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
ja44



Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 1224

PostWysłany: Sob Sty 29, 2011 0:49    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Witaj pati
Zrobiłaś już pierwszy bardzo ważny krok, opisałaś tutaj swoją i dzieci sytuację, a jest to miejsce szczególne i z pewnością zostaniesz zrozumiana i otrzymasz wsparcie.
Zauważam nie tylko przemoc psychiczną ale i fizyczną wobec dzieci, szarpanie, popychanie to jest przemoc fizyczna.
W tej sytuacji jedynym właściwym krokiem jest wezwanie policji gdyż takie zachowanie męża zagraża bezpieczeństwu.
Interwencja staje się dowodem i masz nie tylko prawo ale i obowiązek wzywać policję w kazdej sytuacji nawet agresywnej słownej wobec Ciebie i dzieci.
Wiem z własnego doświadczenia jak trudne jest wykonanie tego pierwszego telefonu na policję....bo pierwszy krok masz za sobą, jesteś tutaj z nami.
Z całego serca życzę Ci odwagi i serdecznie pozdrawiam
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
pati70



Dołączył: 20 Sty 2011
Posty: 5

PostWysłany: Sob Sty 29, 2011 23:19    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Dziękuję za Twoja odpowiedź... jak pewnie wielu spośród Was, tak i mnie ciężko jest zadzwonić na policję... agresja słowna zawsze wydawała mi się błahym powodem... podobnie jak sytuacja ze zdejmowaniem dziecku bluzy... bo co im powiem? przyjedźcie bo mąż szarpnął dziecko przy zdejmowaniu ubrania?... przeciez mnie wyśmieją... Sad

Jestem tutaj, bo juz nie mam siły walczyć o związek, który od dawna jest fikcją. Chciałam, aby dzieci miały pełną rodzinę, tłumaczyłam zachowania męża przez długi czas... ale to nie ma sensu.

Mam sporo pytań głównie co do ewentualnego udowodnienia tej przemocy psychicznej w sądzie, gdyż zamierzam napisać pozew o separację, o prawo do opieki nad dziećmi (mąż ostatnio powiedział, że się zrzeknie praw rodzicielskich do starszego syna, nie wiem czy powiedział to w złości, bo chciał mi dokuczyć, a wie, że przez dzieci rani mnie najmocniej), o alimenty... chciałabym też pójść z mężem na ugodę, aby wyprowadził się z mieszkania, ale obawiam się, że tu może być problem...
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Echnaton
Moderator - Współpracownik NL konsultant ds. prawa i procedur
Moderator - Współpracownik NL konsultant ds. prawa i procedur


Dołączył: 15 Lis 2006
Posty: 6110
Skąd: Suwałki

PostWysłany: Sob Sty 29, 2011 23:39    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Z przemocą psychiczną bardzo trudno walczyć, są regiony gzie policja ani prokuratura o czymś takim nie słyszała, trudno o świadków, dowody, udowodnienie, ale ...wcale nie niemożliwe.

Zamiast mądrzyć się i sypać przykłady z rękawa co to można zrobić powiem inaczej - może warto pomyśleć o terapii dla osób doświadczających przemocy. Poszukaj w swoim otoczeniu takiej terapii, jeśli będziesz miała trudności krzycz a spróbujemy wspólnie, od tego warto rozpocząć wychodzenie z przemocy....
_________________
„lepiej zapal świecę, niż byś miał przeklinać ciemność”
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora
ja44



Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 1224

PostWysłany: Wto Lut 01, 2011 10:20    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Z przemocą psychiczną bardzo trudno walczyć, są regiony gzie policja ani prokuratura o czymś takim nie słyszała, trudno o świadków, dowody, udowodnienie, ale ...wcale nie niemożliwe.

Tak, bardzo trudno jest walczyć z każdym rodzajem przemocy, szczególnie gdy jest tak jak piszesz iż w niektórych regionach instytucje prawne są sto lat za murzynami Sad

pati70, Echnaton jest ekspertem, wie co mówi, poszukaj w pobliżu terapii gdyż bez pomocy z zewnątrz szanse są zerowe.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
pati70



Dołączył: 20 Sty 2011
Posty: 5

PostWysłany: Pon Lut 07, 2011 23:11    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Echnatonie, ja44... dziękuję Wam.
Jestem po kilku terapiach, w tej chwili na 12 krokach, sporo czytam, uczę się i zmieniam. Staram sie pracowac nad sobą. Próbowałam uratować nasz związek nawet po tym, jak mąż mnie zdradził, jak zostawił mnie z dziećmi na ulicy po sprzedaniu mieszkania i musiałam prosić o pomoc rodziców, a wcale do alkoholowego domu wracać nie chciałam Crying or Very sad
Na dzień dzisiejszy nie myślę o terapii tylko o odseparowaniu się od męża. Nie mam środków na tyle, aby wynająć adwokata, przeraziła mnie też suma za separację ok. 600 zł..
Mąż jak dostanie pozew pewnie się wścieknie i wtedy to juz będzie totalnie robił wszystko na przekór, na złość... boje się, że odbije się to na dzieciach. Nie wiem czy sąd ma możliwośc nakazać mu się wyprowadzić - ma gdzie, bo jego pokój u rodziców stoi pusty.
Poradźcie coś... wstydzę się iść gdzieś i mówić o tym, boję się, że mnie wyśmieją, że ludzie mają większe problemy...
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Odrodzona2009



Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 277

PostWysłany: Wto Lut 08, 2011 0:15    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

pati70 napisał:
Poradźcie coś... wstydzę się iść gdzieś i mówić o tym, boję się, że mnie wyśmieją, że ludzie mają większe problemy...

Nie mysl tak i nie pozwol innym tak do sprawy podchodzic.

Mam pytanie o rozmowe z mezem, najpierw spokojna jak sie da, a potem kategoryczna.. w obronie dzieci. Jestes matką/mamą więc masz do niej prawo (do rozmowy i pewnej formy zachowan) takie samo jak on.
Nie wiem czy z tym czlowiekiem to wchodzi w gre, wiec to pytanie nie twierdzenie.. Nie wiem tez jaka bedzie jego reakcja, ale.. moze (??) moze Twojej stanowczosci i kategorycznosci sie przestraszy.
Jesli da sie rozmawiac z nim porozmawiaj takze o zwiazku, czy on go chce i po co jest z Wami , jaka widzi dla siebie role w tym domu itp. itd. To jedna sprawa.
Druga.. przemoc psychiczna.. - nagrywanie go podczas scysji czy lżenia Ciebie/dzieci.
_________________
By zmienić złe zachowania potrzebna jest ich świadomość, poznanie nowych, a potem działanie. Nie zrażanie się niepowodzeniami - i DZIAŁANIE z uporem 'maniaka', jak dziecko, które uczy się chodzić z determinacją, wiarą i uporem, że w końcu się uda.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
pati70



Dołączył: 20 Sty 2011
Posty: 5

PostWysłany: Czw Lut 10, 2011 23:27    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Odrodzona... dzięki. Widzę, że czujesz podobnie jak ja...

Dzisiaj znowu mąż zbił starszego syna pasem... nie było mnie przy tym, ale gdybym była wezwałabym policję... potem mąż powiedział, że się wyprowadzi, a ja sobie mogę mieszkać "ze swoimi synkami, których tak "wspaniale" wychowałam"...
Pytanie brzmi: czy po fakcie też mogę wezwać policję?

Sad(((((
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
heka



Dołączył: 17 Lis 2009
Posty: 465

PostWysłany: Pią Lut 11, 2011 0:20    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

wzywać to chyba niekoniecznie ,ale ja poszłabym jutro na komisariat i
oficjalnie do protokołu zgłosiła przemoc wobec dziecka.
Przy okazji może napisze coś więcej na ten temat,nie tylko do Pati ,ale do wszystkich w podobnej sytuacji.
Nie lekceważcie i nie ukrywajcie przemocy wobec dzieci. Wielokrotnie spotykałam sie ,ze kobiety w takiej sytuacji mialy ograniczaną władzę rodzicielską .Własnie kobiety-matki ,nie tylko ojciec -kat.Sądy argumentują to niewydolnością wychowawczą ,bo matka nie potrafi ła zadbać o dziecko,jego bezpieczeństwo ,spokój, prawo do harmonijnego rozwoju itp.
Kiedyś pewnie byłabym takim postanowieniem sądu zbulwersowana, dzisiaj przyznaję im rację ,bo wiem ,ze każda z nas ma obowiązek bronić swojego dziecka zawsze,wszystkimi sposobami,nawet( a moze przede wszystkim ) przed ojcem
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
flowerek



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 364

PostWysłany: Pią Lut 11, 2011 0:25    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Idź do dzielnicowego, zgłoś pobicie syna, przemoc psychiczną.
Mój mąz też wiedział jak mnie naskuteczniej zranić - przez dzieci. I też nawiecej cierpiał syn - starsze dziecko.
Podobnie jak Ty też słyszałam jak to "wspaniale "wychowałam dzieci i cisnęło mi się na usta pytanie - a ty gdzie byłeś? na księżycu?
Dziesiaj dzieci sa dorosłe i już tak nie mówi-dzisiaj jest z nich dumny
Chroń siebie i dzieci.-jeśli nie Ty , to kto je ochroni? Jeśli nie Ty - kto ochroni Ciebie?
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Odrodzona2009



Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 277

PostWysłany: Pią Lut 11, 2011 23:43    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Chodz gdzie sie da i zglaszaj. Pozdrowienia i mysl !
_________________
By zmienić złe zachowania potrzebna jest ich świadomość, poznanie nowych, a potem działanie. Nie zrażanie się niepowodzeniami - i DZIAŁANIE z uporem 'maniaka', jak dziecko, które uczy się chodzić z determinacją, wiarą i uporem, że w końcu się uda.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Robert1955



Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 46
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sro Lut 16, 2011 22:40    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Pati Smile
Poczytaj mój temat. Może coś skorzystasz Smile
www.forum.niebieskalinia.pl/viewtopic.php?t=2264

Trzymaj się!
Robert
_________________
Zanim zabierzesz głos - przeczytaj proszę cały wątek od początku
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta1313



Dołączył: 10 Lut 2011
Posty: 1
Skąd: Bronowice

PostWysłany: Sob Lut 26, 2011 22:21    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Powinnaś stanowczo przeciwstawić się mężowi. Każdą sytuację przemocy fizycznej od razu zgłoś na Policję. Nie wahaj się, nie bój się zemsty męża, ani nie zwlekaj licząc na poprawę. Twój dzielnicowy powinien udzielić ci wszechstronnej pomocy. Poinformować o przysługujących prawach. podać namiary placówek w Twoim miejscu zamieszkania, regularnie cie odwiedzać w celu monitorowania sytuacji. Głowa do góry. Nie poddawaj się.
_________________
gorący karnawał-ferie zimowe
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
arletusia



Dołączył: 22 Lut 2011
Posty: 60

PostWysłany: Sro Kwi 06, 2011 21:55    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Mój koszmar zaczął się cztery lata temu. Zakończyłam swój poprzedni związek, który według mnie nie należał do udanych- mój były maż bardzo dużo czasu poświęcał pracy, a ja nie rozumiałam i nie chciałam tego zaakceptować. Całe dnie spędzałam sama z małym synkiem i czułam, że życie przecieka mi przez palce. Miałam pieniądze, mogłam sobie pozwolić na wszystko, ale nie mogłam liczyć na męża, który nie miał dla mnie czasu. Zaczęło mi to przeszkadzać, ale uświadamianie mężowi powagi sytuacji nic nie dało… on miał konkretny plan na życie i zupełnie nie chciał go zmieniać.
W końcu pojawił się on- mój obecny mąż. Przez 7 lat mijaliśmy się na korytarzach podczas przerw między lekcjami (Mąż jest również nauczycielem.) Podobał mi się właściwie od zawsze i zawsze miałam do niego jakąś dziwną słabość. Dlatego, kiedy zwrócił na mnie uwagę, byłam przeszczęśliwa. Do tej pory myślałam, że jestem gąską, nie wartą jego uwagi, a nagle okazało się, że jednak potrafię wzbudzić jego zainteresowanie. Zaczęło się od pisania sms-ów, potem były telefony, długie rozmowy, spotkania… zdecydowałam porzucić moje nudne dotychczasowe życie i spróbować szczęścia u jego boku. Na początku nic nie zapowiadało kłopotów. Kochałam go tak mocno, że byłam ślepa i głucho na wszystko, co mogłoby niepokoić. Robiłam wszystko, żeby go nie stracić, żeby mu się podobać, żeby było mu dobrze- zmieniłam styl ubierania, bo lubił spódniczki, buty na wysokim obcasie… a według niego wszystkie rzeczy miałam nie takie jak trzeba- spódnice za długie, szpilki zbyt toporne i zbyt niskie ( 15 cm to były dopiero buty), bielizna biała, a powinna być czarna; nawet mieszkanie umeblowaliśmy inaczej, bo podobno czuł się źle w umeblowanym przez mojego byłego męża domu itp. On miał pomysły, a ja płaciłam. Kupiłam meble, farby itp. Rzeczy, on- telewizor. Zamieszkaliśmy razem. Miałam wreszcie to, czego całe życie pragnęłam i czego zabrakło mi w poprzednim związku- cudowny seks, popołudnia i wieczory spędzane razem, długie rozmowy…
Moje kłopoty zaczęły się bardzo szybko. Finansowe kłopoty. Nie miałam zasądzonych alimentów na synka, a z nauczycielskiej pensji nie byłam w stanie utrzymać trzyosobowej rodziny. Popadłam w długi, ale miałam odłożone oszczędności, więc nimi szybko łatałam dziury w domowym budżecie. Zachowywałam się jak zakochana nastolatka nie widząca świata poza moim ukochanym. O pieniądze nie potrafiłam się dopomnieć, zawsze uważałam, że to bardzo delikatna sprawa, nie umiałam podejmować rozmowy na ten temat. Do tej pory nie umiem zrozumieć dlaczego… a on ze swej strony nie proponował niczego, żył sobie na mój koszt jakby nigdy nic. Kiedy gdziekolwiek wyjeżdżaliśmy on nie miał portfela albo drobnych pieniędzy na bilet, kino. Nie mieliśmy ślubu, mieszkanie było moje, tłumaczyłam sobie, że sama powinnam poradzić sobie z kłopotami i póki nie jest moim mężem nie mam nawet praw oczekiwać od niego pieniędzy. Nawet nie wiem kiedy tak naprawdę zaczęło mi to przeszkadzać. Okazało się, że on dofinansowuje swoją rodzinę. Chyba właśnie wtedy cos we mnie pękło, zaczęłam myśleć, o tym, że żyje na mój koszt właściwie świadomie- skoro wie, że mamie trzeba pomagać, to dlaczego nie poczuwa się, by wspierać mnie, zwłaszcza, że z nami mieszka. Jego matka ma niezłą emeryturę, ale utrzymuje najmłodszego syna- lenia, który boi się każdej pracy. Telefony od mamy były jawne, zwłaszcza, kiedy dostawał wypłatę, nigdy się z tym nie krył, mówił- „to idź, mamo, weź sobie z konta”. Kiedy byliśmy zapraszani na obiad, zawsze zawoził jej pieniądze, najczęściej po 100 złotych. Szybko tez zorientowałam się, czemu zaprasza mamę i brata w porze obiadowej do nas, ciągle brakowało im gotówki. Zaczęły denerwować mnie te wizyty, chciałam mieć gości, ale w posprzątanym domu, chciałam odpocząć po pracy, musiałam jeszcze odbierać synka z przedszkola. Mój ukochany informował mnie, że za pół godziny przyjeżdża autobus i zaraz będzie u nas jego mama z bratem. Nigdy nie słuchał moich próśb, żeby zapraszać rodzinę o innej porze i po uzgodnieniu ze mną. Zdawał się mnie ignorować w tym względzie. W efekcie ganiałam od szkoły do przedszkola po zakupy. O pieniądzach nie wspominał nigdy, a ja miałam wrażenie, że czasami mam na utrzymaniu nie tylko jego. Kiedy się buntowałam, wyzywał, że jestem materialistką, złym, wyrachowanym człowiekiem i straszył, że zadzwoni i powie mamie jaka jestem niegościnna, a poza tym- oni przyjeżdżają do niego, więc ma prawo zapraszać kogo tylko chce. Wiele razy było tak, że siedziałam sama z synkiem, kiedy oni w najlepsze się bawili, bo mój chłopak zły, nie zwracał na nas kompletnie uwagi. Palili papierosy, więc tym bardziej mieli pretekst, by mnie zostawiać i przebywać tylko w swoim towarzystwie. Odwiedzał mamę często, kilka razy w tygodniu, jestem w stanie stwierdzić, że za każdym razem zawoził jej pieniądze. Przeprowadziłam w końcu rozmowę, obiecał, że dołoży się do wspólnego życia, miał mi dawać po 200 złotych miesięcznie. Przystałam na tę kwotę. Ale zapominał o swoim zobowiązaniu. O mamie natomiast- nigdy. Przy każdej okazji dawał jej pieniądze. Pamiętam, że koleżanka zawoziła jego mamie jakieś rzeczy, nawet do torby z tymi rzeczami wrzucił pieniądze. Potem Coraz częściej między nami dochodziło do kłótni, wtedy mnie wyzywał, różne miał na mnie określenia- idiotko, kretynko, debilko, grymbole ( nawet nie wiem, co to znaczy), najczęściej byłam psychiczna, nienormalna i pojeb***. Jeszcze wtedy sądziłam, że mnie kocha i że wszystko jakoś się ułoży, bagatelizowałam każdy niepokojący sygnał- życie na mój koszt, jego uwielbienie alkoholu, krzyki i palenie przy mnie i moim dziecku i to, że coraz mniej uwagi poświęcał mnie i Patrykowi. Z synkiem od początku nie miał dobrych relacji. Traktował go jak zło konieczne, nie potrafił pochwalić, zorganizować mu czasu czy zwyczajnie porozmawiać. Za to, gdy trzeba było nakrzyczeć czy dać karę, był pierwszy. Jestem chyba złą mamą, skoro tyle czasu na to pozwalałam…
Próbowałam rozmawiać, gdy było mi źle, ale on wtedy wpadał w złość, nie chciał słuchać moich argumentów, twierdząc, że zwyczajnie wymyślam sobie problemy i nie potrafię być szczęśliwa. Chciałam mieć w nim przyjaciela, a tak naprawdę nie mogłam się wyżalić, bo wszystko bagatelizował albo robił ze mnie wariatkę. Bałam się też jego krzyku i nie chciałam chyba słuchać obelg, którymi raczył mnie z braku logicznych argumentów. Czułam, że mnie wykorzystuje, a wszystko, co robię, robię pod jego dyktando- tak jak on chce. Kiedyś zrobił awanturę, bo w zupie było za mało warzyw, a on wiedział, że podobno do tego typu zup potrzeba ich więcej ( bo tak gotuje jego ciocia- mistrzyni kuchni), w rezultacie nie jadł obiadu wcale. Wtedy robiło to Na mnie ogromne wrażenie, płakałam, bo przecież tyle serca i starań włożyłam w to, żeby mu smakowało, specjalnie wydzwaniałam do cioci, żeby wszystko robić tak jak on chce, a on nawet nie posmakował. Nawet seks uprawialiśmy wtedy, kiedy on uznawał za stosowne, nigdy nie liczył się z moimi potrzebami.
Zabrał mnie na spływ kajakowy, ale tam, zamiast czasu spędzonego razem, spędziłam go z jego kolegami, bo on przez całe trzy dni pił wódkę w innym towarzystwie. Chodziłam za nim jak cień próbując przypomnieć o swoim istnieniu, daremnie… Potem takie traktowanie zdarzało się coraz częściej, nie czułam się jak partnerka i ktoś dla niego ważny, ale właśnie jak zło konieczne, czy piąte koło u wozu. Innym razem pojechaliśmy na obóz jako instruktorzy, tam była również jego mama. Czułam się bardzo źle, właściwie cały czas spędzał tylko z mamą, u mamy w pokoju, a mnie jakby unikał. Nie mogę pojąć, dlaczego. Moje koleżanki patrzyły na to wszystko z niedowierzaniem, jak można być tak zapatrzonym we własną matkę. Byłam zła, wściekła, i tylko na tym traciłam, bo on mnie ignorował jak tylko mógł, a ja krzyczałam i reagowałam impulsywnie. W końcu zaczęto dawać mi rady, żebym nigdy za niego nie wychodziła. Z jego mamą wybraliśmy się jeszcze na inny wyjazd i znowu sytuacja się powtórzyła- mieliśmy chodzić wszędzie, gdzie tylko szła ona. To jej podporządkowaliśmy całe nasze plany związane z wycieczką. On gdy tylko się budził, szedł do niej na kawę i zostawał do samego obiadu. Zamiast spędzać czas razem, ja spędzałam go z dzieckiem, on z mamą i jej koleżankami. Płakałam, gdy ostatniego wieczoru te panie zaprosiły go na drinka samego. Oczywiście poszedł. Przepłakałam pół nocy, nic to nie dało, nie wyciągnął żadnych wniosków, bo to ja jak zwykle zrobiłam z igły widły. Tak minęły dwa lata, na tłumaczeniu, rozmowach, kłótniach, godzeniu się. Wiedziałam, że nie mogę wiązać z nim poważniejszych planów na przyszłość i pewnie szybko dojrzałabym, by się z nim rozstać. Niestety los zgotował mi niespodziankę. Zaszłam w ciążę. Zaczął nalegać na ślub, więc się zgodziłam. Naiwnie myślałam, że wszystko jakoś się ułoży. Pierwszy raz powiedział na mnie „szmato”, kiedy byłam w 9 tygodniu ciąży. Dopomniałam się wtedy o chwilkę uwagi, bo potrzebowałam ciepła, a on całe dnie grał w gry na playstation i zauważał mnie tylko, kiedy przechodziłam do pokoju synka i zasłaniałam mu ekran. Powiedział mi wtedy, że mam sobie kupić misia do przytulania i że zachowuję się jak mała dziewczynka. Bardzo to przeżyłam. Nie rozumiałam jak można do kobiety, ciężarnej kobiety i swojej przyszłej żony tak powiedzieć. Płakałam, a potem w nocy dostałam krwotoku- odkleiła się kosmówka. O mały włos straciłabym dziecko. Po powrocie ze szpitala i na miesiąc przed naszym ślubem wcale nie było lepiej. Jeszcze w tym samym tygodniu zaprosił brata do nas, gdyż jak twierdził, ma ochotę napić się wódki. Spili się wtedy do nieprzytomności, bałam się, że jeśli znowu coś złego będzie się działo z moją ciążą, nie będzie miał mi kto pomóc. Takie wizyty brata były regularne i częste. Oni najpierw spędzali czas w ogródku i grillowali, a ja leżałam sama w domu. Mój narzeczony nawet do mnie nie zaglądał, było mi źle. Potem pili w domu. Musiałam spać z synkiem w jednym łóżku, gdyż w moim pokoju nie było warunków, biesiady trwały do późnych godzin nocnych, a brat musiał przecież gdzieś spać, dla mnie nie było więc miejsca. Na nic tłumaczenia, że nie czuję się komfortowo, że spodziewam się dziecka i muszę się oszczędzać, „brat przyjeżdża do mnie, a tobie nic do tego”- słyszałam. Przed ślubem pojechaliśmy podpisać dokumenty, okazało się, że nie tylko tę formalność miał do załatwienia mój przyszły mąż- wykalkulował sobie wraz ze swoją mamą, że skoro nie zawsze będzie czas na odwiedziny, trzeba mamę upoważnić do swoich pieniędzy. Kiedy zapytałam, po co umawiał się z mamą w banku, odpowiedział mi, że mama bierze jakiś kredyt. Okłamał mnie, a ja uwierzyłam, bo pomyślałam, że chce nam zrobić prezent i może nie ma pieniędzy. W rezultacie mama przyniosła nam jedną różę, więc nie było mowy o żadnym kredycie ani prezentach. Od tej pory podejmowała pieniążki z jego konta, kiedy tylko miała potrzebę. Nie wiem, kiedy dzwoniła, czy informowała o wypłatach, bo odbywało się to jakby poza mną. Jarek mój przyszły mąż uświadomił ją pewnie, że jestem zła na tę sytuację i żeby była dyskretna. Próbowałam mu tłumaczyć, że męczy mnie takie życie, że martwię się o byt naszych dzieci, zwłaszcza, że za kilka miesięcy miał pojawić się nowy członek rodziny. On już w połowie miesiąca nie miał pieniążków na swoim koncie. Zawsze mnie to bardzo dziwiło, gdyż nieźle zarabiał, miał półtora etatu i dorabiał sobie prowadząc sekcję koszykówki. Wtedy pierwszy raz usłyszałam, że powinno wystarczyć mi 500 złotych, bo to jest bardzo dużo pieniędzy, że nie będzie oddawał mi całej wypłaty ani utrzymywał Patryka. Ponadto nakazał mi podzielić koszty związane z naszym życiem na trzy osoby i zabierać z konta mojego syna potrzebną część. Nie chciałam się na to zgodzić. Zawsze będę uważać, że są to pieniądze mojego dziecka, przeznaczone na jego potrzeby i na jego przyszłość. Nie będę mogła dać mu wiele, więc chciałam odkładać pieniążki z alimentów, aby w przyszłości mógł wybrać dobrą szkolę czy dołożyć do wydatków związanych z usamodzielnieniem się. Moim obowiązkiem jest dbać o komfort dziecka i mam ogromne wyrzuty sumienia z tego powodu, że podbieram mu z konta na moje wydatki, wtedy gdy nie mogę poradzić sobie z długami.
Ciągłe niesnaski i brak porozumienia sprawiły, że ciąża moja zakończyła się 6 tygodni za wcześnie. Urodziła się Blanka. Na początku wielka radość, ale gdy mowa o obowiązkach, mój maż od nich zwyczajnie uciekał. Pamiętam jak mawiał, że we wszystkim będzie mi pomagał, był wręcz obrażony i zły, kiedy mówiłam, że wszyscy mężczyźni deklarują chęć pomocy, a po narodzeniu dziecka sytuacja diametralnie się zmienia. Miałam cesarskie cięcie, chore nerki i anemię, byłam słaba, źle się czułam, ciągle niedospana, bo mała- wcześniaczek budziła się w nocy co dwie godziny, miała kolki, bywało więc, że do czwartej nad ranem nosiłam ją na rękach. Mąż oglądał telewizję, po czym o 2 w nocy kładł się spać. Krzyczał na mnie, gdy prosiłam o pomoc, nie bacząc na nieodpowiednią porę, wyzywał- „szmato, zdziro, mendo- żal ci, że nie możesz położyć się spać?!, ja pracuję a ty jesteś na macierzyńskim i boli cię, że nie możesz leżeć z dupą do góry, tylko musisz zajmować się dzieckiem?!, jesteś od tego jak dupa od srania, mam was dwie nosić na rekach?!” Byłam bezsilna, załamana… do tego swoje dokładała mamusia, regularnie wywoływała go z domu jakby nie rozumiała, że teraz potrzebuję wsparcia i pomocy drugiej osoby. Albo może rozumiała i chciała swemu kochanemu synowi oszczędzić trudu związanego z wychowywaniem dziecka. W każdym razie mój maż przebywał poza domem częściej niż gdy nie było Blanki na świecie. Często jeździł do kolegów, wracał późnym wieczorem podpity. Nie to mi obiecywał… Nie radziłam sobie kompletnie z nową sytuacją, malutka potrzebowała noszenia, kontaktu z mamą, czułości, a ja musiałam zadbać jeszcze o starszego synka, było mi bardzo trudno. W domu był bałagan, obiad nie na czas. Kiedy mąż wracał do domu, wpadał w furię, nie rozumiejąc, dlaczego nie zrobiłam jeszcze w domu wszystkiego, przecież tylko siedzę i nic nie robię. I jeszcze narzekam, bo przecież dla mnie wychowywanie dziecka to tragedia, a on gdyby był na macierzyńskim, na pewno poradziłby sobie doskonale ze wszystkim. Wysłuchiwałam, że nie nadaję się do niczego, nawet do domu publicznego. Wszystko to, o czym mówiłam dziwnie interpretował i przekręcał, a potem wykorzystywał to podczas kłótni przeciwko mnie. Kiedy płakałam, że nie radzę sobie z nowa sytuacją, nie otrzymywałam wsparcia, tylko obelgi, potem ciągle wypominał mi, że dla mnie to wielki kłopot i krzywda, że maleńka jest na świecie, bo trzeba przy niej pracować. A mnie nie o to chodziło, kocham dzieci nad życie, potrzebowałam jedynie, by wyręczono mnie przy niektórych obowiązkach. Nie dawał nam spać w nocy, do późna oglądał telewizję, awanturował się, gdy prosiłam o wyłączenie odbiornika, bo mnie i maleństwu przeszkadza. W rezultacie wynosiłam łóżeczko do pokoju synka i tam spaliśmy we trójkę. Pierwszy raz wyrzuciłam go z domu, gdy Blanka miała pół roku. Nie wytrzymałam ciągłego krzyku, braku zrozumienia, braku pieniędzy i wsparcia. W zasadzie 10 dnia każdego miesiąca nie miałam już środków na koncie- płaciłam czynsz za mieszkanie, garaż, 3 raty, kredyt, rachunki za gaz i prąd, on dawał mi po wielkich prośbach 700- 800 złotych. Dodam, że gdy byłam w ciąży, kupiliśmy małe mieszkanko, żebyśmy mogli jakoś funkcjonować ,kiedy mała się urodzi. Kredyt zaciągnęłam ja, mąż z racji swych dodatkowych dochodów zobowiązał się go spłacać. Słowa nie dotrzymał, płacił tylko kilka rat, resztę spłacam sama, gdyż bank pobiera mi pieniądze z konta.. 600 złotych to dla mnie ogromne obciążenie, mąż wcale się z tym nie liczy. Sprawy nie ma, skoro kredyt jest spłacany. Najgorsze jest to, że kiedy mowa jest o kredycie, on cały czas utrzymuje, że spłaca i jak śmiem mówić, ze jest inaczej. Długi czas opłacałam też abonament za jego telefon komórkowy. Podpisałam umowę na swoje nazwisko naiwnie wierząc, że będzie płacił swoje rachunki. Nie zrobił tego nigdy. Wykrzykiwał, że jestem obliczona i że w życiu nie spotkał takiego człowieka jak ja, bo przecież to tylko 25 złotych, a ja robię tragedię gdyby to była niebotyczna suma. Dopiero kiedy zwiększył bez porozumienia ze mną kwotę abonamentu i zakupił sobie kolejny telefon w innej sieci, odważyłam się prosić o oddanie mojego telefonu.
Na dodatek mama mojego męża ciągle zadłużała swoje mieszkanie, wiec mąż regularnie co 4 miesiące brał pożyczki na spłatę jej długów. Dwa razy konto zajął mu komornik. Nie wyobrażam sobie, co by było, gdyby nie pomoc i wsparcie koleżanek z pracy czy moich rodziców, to oni kupowali albo dawali mi ciuszki po swoich dzieciach, żebym mogła wykorzystać je dla maleńkiej. Rodzice także kupili wózek. Na moje imieniny chciał, żebym wybrała sobie prezent. Wybrałam. Powiedział, że jest zbyt tani, zamówiłam więc biżuterię wartą 300 złotych. Powiedział, że odda mi pieniądze. Za kilka dni przyszedł i wręczył mi 700 złotych na życie, w tym 300 na obiecany prezent. W rezultacie za prezent zapłaciłam sama, biorąc pieniążki z konta synka. Nie wytrzymałam, powiedziałam, co o tym myślę. Znowu wyzwiska, awantura, mówił, że tyle pieniędzy to on nawet nie przeje; na koniec to jego ulubione słowo „Spierdalaj”. Mieszkał kilka dni u mamy. Nie miałam jednak na tyle siły, by w tym wszystkim wytrwać, bałam się samotności, bałam się, że nie poradzę sobie sama z dwójką dzieci, kochałam go i tęskniłam… pozwoliłam mu wrócić. Nawet nie przeprosił, uważał, że jestem nienormalna i ciągle mi to powtarzał. Uważał też, że to jemu należą się przeprosiny, bo sprowokowałam całą te sytuację. Taka szarpanina między nami trwała prawie rok. Scenariusz zawsze był taki sam- ja prosiłam o pieniądze, mówiłam o tym, co mnie dręczy, on w braku argumentów krzyczał, wyzywał, przeklinał, mówił, że nasz związek nie ma sensu, że mam mu zejść z oczu, bo nie chce mnie więcej widzieć i lądował u mamy. Nie potrafiłam znieść wyzwisk, bardzo bolało każde słowo. Nie umiałam pojąć jak można w tak wulgarny sposób traktować bliską osobę. Nie mieściło mi się to w głowie.
Przestał o siebie dbać- nie myje się co wieczór, śpi w ubraniu przed telewizorem, nie goli się, nie odwiedza regularnie fryzjera. Ma łuszczycę, którą całkowicie zaniedbał, nie smarował zmian na skórze maścią od 3 lat, w rezultacie całe nogi pokryte są łuską. We wrześniu 2010 roku zaciągnął kolejną pożyczkę bez porozumienia ze mną, mama znowu zadłużyła mieszkanie. Zdałam sobie sprawę, że on nie zmieni swojego postępowania wobec mnie i dzieci, że zawsze już tak będzie troszczył się o tamtą rodzinę, zaniedbując naszą.
W końcu zdecydowałam się pójść do psychologa. Cały czas wmawiałam sobie, że to ze mną jest źle, że nie potrafię funkcjonować w związku, miałam wyrzuty sumienia, że może źle traktuję męża. Potem znowu biłam się z myślami, kiedy 20 dnia każdego miesiąca nie miałam żadnych środków do życia. Pani tylko powiedziała mi w zaufaniu, że mój mąż jest chory. Nie powiedziała, co to za choroba, najbardziej skupiła się na jego nieumiejętności panowania nad emocjami, gdy usłyszała ode mnie, że mąż krzyczy i poniża mnie nawet w pracy przy uczennicach, przy moich kolegach czy jego znajomych, gdy tylko powiem coś nie tak, jak on sobie myśli. Kazała nam przyjść razem, ale nigdy do takiej wizyty nie doszło, bo gdy tylko zbliżał się umówiony termin, mąż nie chciał o tym słyszeć, a kiedy do terminu było daleko, obiecywał, że pójdzie.
Jestem zmęczona sytuacją, wykończona, płaczę po nocach, nie potrafię się cieszyć życiem. Ciągle martwię się jak związać koniec z końcem. Zastanawiam się, czy ja muszę tak żyć? Mąż kompletnie mnie ignoruje, żyje sobie w tym osobnym mieszkanku, przychodzi tylko na obiad i wtedy, gdy ma potrzebę wykąpać się czy załatwić. Ma postawę roszczeniową, żąda obiadu z dwóch dań, nie potrafi zrozumieć, że nie mam na to środków zwłaszcza pod koniec miesiąca. Mąż dając mi 1 tysiąc złotych na utrzymanie naszej rodziny uważa, że tym samym spłaca kredyt. Za opiekunką dla córeczki płacę sama. Prócz tego kompletnie mnie nie szanuje, kilka razy dopuścił się użycia siły wobec mnie, rzucał we mnie torbą z książkami, telefonem. W akcie agresji zniszczył okulary. Odzywa się w wulgarny sposób, a przede wszystkim rzuca obelgi. Ostatnio powiedział, że mnie trzeba związać i wrzucić do rzeki, bo już do niczego się nie nadaję albo związać i zamknąć w piwnicy czy też porządnie obić. Uważa i ciągle mi to powtarza, że nie zasługuję na inne traktowanie i szacunek („ciebie szanować? Za co, dziewczyno?!”). Przy każdej okazji wykrzykuje, że jestem nienormalna, że jestem beznadziejną żoną, że jest ze mną tylko dlatego, że „pojawiło się dziecko”. Doszło do tego, że zaczęłam upewniać się u moich koleżanek, czy faktycznie ze mną wszystko w porządku. Każde takie określenie bardzo mnie dotyka, nie potrafię przywyknąć do takiego traktowania, nie umiem się przyzwyczaić. Zastanawia mnie fakt, że skoro jestem taka nic nie warta, to dlaczego nie odejdzie… Nie chcę żyć W ciągłym strachu o jutro, o siebie i dzieci. Chcę móc mówić o swoich problemach, odczuciach i nie chcę, żeby najbliższa osoba je bagatelizowała. Chcę, żeby moje dzieci miały spokojny dom bez krzyków i awantur. Doszło do tego, ze boję się poruszać ważkich tematów naszego związku, bo wiem, że on na mnie nakrzyczy i się obrazi, a potem powie, że to ja wszczynam awantury. Zresztą, i tak nic to nie daje, bo ja tylko tracę nerwy, a on nic sobie nie robi z moich słów. Czuję się jak zamknięta w jakiejś klatce. Nawet nie wiem, co on tak naprawdę czuje, gdyż nigdy o tym nie mówi, nie wiem, co myśli, jakie ma plany. Zachowuje się jak obcy człowiek, a w swoje sprawy chyba tylko wtajemnicza mamę. Wiem, że żalił się jej, że musi pomagać mi w domu- czasem odkurza i myje naczynia. A przecież wiadomo, że gdy jedno z nas zajmuje się dzieckiem, drugie powinno pomóc. Stawia siebie w pozycji ofiary, utwierdzając mamę w przekonaniu, że ma ze mną strasznie źle. Niedawno otrzymałam telefon z pogróżkami, dzwonił jego brat. Mówił, że jestem niewarta miłości, że jestem leniem, że wykorzystałam jarka, który wszystko za mnie robi, że przeze mnie pali papierosy i źle wygląda. Groził, że mnie zniszczy, że wynajmie takich prawników, którzy udowodnią, że nie jestem normalna, że zabiorą mi dziecko. Powiedziałam o tym mężowi w nadziei, że coś poradzi, a on stwierdził, że nie rozmawiał jeszcze z bratem, chce zapytać jak było, bo ja mam bujną wyobraźnię i pewnie nawymyślałam.
Proszę mi jakoś pomóc, dodać otuchy chociażby, powiedzieć, że nie wymyślam sobie problemów… przecież chyba tak nie powinno się funkcjonować w związku, prawda? Wiem, że nie chcę tak żyć, nie chcę, żeby moje dzieci patrzyły jak jestem poniżana, nie chcę, żeby patrzyły na moje łzy. Blanka już naśladuje jak płaczę. Martwię się, że takie zachowania szkodzą moim dzieciom. Chciałabym być nareszcie spokojna i szczęśliwa.
_________________
arletusia
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
flowerek



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 364

PostWysłany: Czw Kwi 07, 2011 9:39    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

arletusia, nie wymyślasz, to rzeczywistość.
Twój mąż stosuje wobec ciebie przemoc psychiczną, to co robi jest przemocą.I napewno nie wynika z miłośći
Jak się kocha to się dba o kochaną osobę a nie ją krzywdzi.
Ty piszesz o swoim życiu, o swoim męzu a ja widzę opis mojego życia.
Za wyjątkiem dawania pieniędzy jego mamie- wszystko jest dokładnie takie same.Łącznie z codziennym wieczornym myciem, z nie zerwaną pępowiną z mamą, spłatą kredytów, rozmowami / jeśli można wrzask tak nazwać/
Rozumiem jak się czujesz i moge wyobrazić sobie jak będziesz się czuła po wielu latach jeżeli nie przerwiesz tej przemocy i jak będa się czuły Twoje dzieci, bo to przeżyłam .
arletusia, proszę poczytaj inne wątki na tym forum i polecaną literaturę lub chociażby dział literatura.
Przemoc psychiczna robi takie pranie mózgu, że bez pomocy z zewnątrz trudno się z niej wyzwolić , dlatego pomyśl o terapii dla osób jej doświadczających.
I bądż tutaj.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum na temat przemocy w rodzinie Strona Główna -> Forum ogólne o przemocy w rodzinie Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 1 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group