Forum Forum na temat przemocy w rodzinie Strona Główna Forum na temat przemocy w rodzinie
Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia" IPZ PTP
www.niebieskalinia.pl 
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Codzienność z psychopatą. Szykowanie się do odejścia.
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum na temat przemocy w rodzinie Strona Główna -> Forum ogólne o przemocy w rodzinie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kungfupanda



Dołączył: 20 Mar 2011
Posty: 135

PostWysłany: Nie Lut 26, 2012 3:22    Temat postu: Codzienność z psychopatą. Szykowanie się do odejścia. Odpowiedz z cytatem

Bardzo dużo przeczytałam i zaczęłam wdrażać.
To jest faktycznie bardzo proste, obcowanie z psychopatą.
Wcześniej paradoksalnie zaciemniła mi obraz duża wiedza nt alkoholizmu, mój psychopata miał dużą elastyczność mojej tolerancji, bo jest przecież chory i tak wszystko trafiało zawsze do wora pt "uzalezniony - nie jego wina, bo chory".
Ale coś mi nie dawało spokoju. Bo znam wielu alkoholików i sama kiedyś piłam, zobaczyłam, że to nie chodzi tylko o to.

Np. niby tak prosta sprawa jak pieniądze. On bezrobotny, jedziemy z owoców mojej pracy. Bo po odrzuceniu jego szumu informacyjnego typu "czekam na telefon", "kolega mi załatwia" (bo również oddzielam bzdety od informacji, ale informacje on daje rzadko i zwykle niechcący) - tak to jest. Fakt jest taki, że niezależnie czy czeka na telefon czy nie - on nie pracuje. Nie generuje żadnego dochodu. Ile czasu zajęło mi tłumaczenie (ale juz niczego nie tłumaczę, daję fakty zamiast), że w tej sytuacji mój interes jest jego bezpośrednim interesem, skoro wszystkim się dzielę. W pewnym momencie, np. gdy pociął mi kartę kredytową na kacu i z tego powodu nie mieliśmy kolacji zaczęłam się zastanawiać ile wynosi jego IQ i wyszło mi, że chyba ze 30.
Ale nie. Potrafił robić "prezenty" obcym ludziom z mojej kasy (ten numer już nie działa, bo nauczyłam się jak traktować gbura przy ludziach też), podkręcać hydraulików do wyższego rachunku, a później się z nimi dzielić, czasami chodziłam głodna pod koniec miesiąca, gdy opuszczał pole bitwy i wracał do mamusi.
On w ogóle nie widział, że przecież im więcej mam tym więcej dam - proste.
Przemoc - bo jest to przemoc finansowa wobec mnie - boli mnie w tym związku najbardziej.
Postawiłam granice. To nigdy nie były wymuszenia na duże kwoty, ale codziennie na średnie. Śniadania, obiady, kolacje.
Ja dużo gotuję, robię soki, sałatki, to moje hobby w ogóle - zdrowe odżywianie. Przyznam, że drogie jeśli nie gotuję tylko dla siebie.
Zaczęłam oszczędzać już na jedzeniu, kosmetyki już dawno sprowadziłam do minimum, zresztą przy tak zdrowym jedzeniu nie są aż tak potrzebne. Czyli faktycznie zgadza się, że to jak posiadanie pasożyta w sensie dosłownym. Wyjada i osłabia mnie. Normalny zdrowy młody facet - bezrobotny.
On na kacu potrafi zjeść WSZYSTKO. Normalnie facet już dużo je sam z siebie, ale głodny alkoholik potrafi wyjeść tygodniowe zapasy w ciągu kilku godzin. Wydawałam astronomiczne kwoty na jedzenie i zapierniczałam do pracy - pani księgowa w dziurawych butach...
Nie dałam rady, zwolniłam się z pracy i wzięłam trochę kasy na odejście, psychicznie tam stres, w domu stres - koniec, postawiłam na zdrowie.
Odpoczywam.
Umawiam się z nim tylko gdy nie jest pijany oraz jem sama (to wymaga bardzo dużej siły woli, bo wspólne gotowanie było bardzo przyjemne.) Bardzo chętnie wrócę do tej rozrywki w naszym związku o ile nie będę od początku do końca świętym cholernym mikołajem.


Poza tym - łatwizna. Faktycznie można psychopatą łatwo manipulować. Wystarczy nie dać poznać co jest ważne, bo to zsabotuje, czyli związek odwrotnie niż normalny.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690

PostWysłany: Nie Lut 26, 2012 8:45    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Usmialam sie ..
doskonala obserwacja.. i szybko wpadlas na dobry trop.. mnie to zajelo 20 lat.. ale pocieszam sie, ze nie moja glupota lecz wiedzy nie bylo.. nie bylo informacji kim jest psychopata .
Zabraklo mi w Twojej notce kluczowej informacji: mianowice ze nie da sie opisac makabry z psychopata , nikt nie uwierzy.. nikt kto sam nie doznal..
Kluczem jest zrozumienie, ze zycie z psychopata to jest zycie do gory nogami. Odwrocone. Wazne jest to co jest niewazne, dobre jest to co nie dobre.. prawdziwe to co nieprawdziwe.
Panda.. to pasozyt.. jesli odetniesz go od pokarmu- odejdzie demolujac wczesniej wszystko co da sie zdemolowac. Aby temu zapobiec dobrze jest wmowic mu, ze jego odejscie bedzie ogromna krzywda dla ofiary i wielkim szczesciem dla niego samego. Zycie z psychopata to gra na instrumencie 4-5 klawiszowym: zawisc, nienasycenie psychopaty , wrogosc do zywiciela , klamstwo . potrzeba pasozytowanie, Umysl pierwotny. Ale.. wytlumacz zakochanej dziewczynie ze ten uroczy w y j ą t k o w o przemily chlopak to pierwotniak o skrajnie prymitywnym umysle a nie fortepian na ktorym mozna grac w zycie. Ona widzi te wyjatkowosc.. czyli dokladnie to co powinno wzbudzic jej czujnosc..
Napisz jak dalas sie uwiezc psychopacie.. co cie w nim urzeklo..
Usmialam sie czytajac o dziurawych butach..
tez mialam z tym problem..
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
kungfupanda



Dołączył: 20 Mar 2011
Posty: 135

PostWysłany: Nie Mar 04, 2012 1:46    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Dziękuję za odpowiedź :* Smile

Nie napisałam od razu. Chciałam napisać coś mądrego i jednocześnie wesołego, bo bardzo lubię czytać również teksty, które mnie w tym wszystkim rozśmieszą, np. trafiłam ostatnio na blog http://mojedwieglowy.blogspot.com/p/psychozabawy.html
przeczytałam jednym tchem i pośmiałam się gorzko.


Do mojego poprzedniego posta nie dopisałam, że z moim psychopatą nie łączy mnie już absolutnie nic. Być może dlatego nie mam dzieci, bo nigdy nie trafiłam na osobnika, który by mnie w tej roli nie przerażał, a być może dlatego, że uważam, że ta planeta i tak jest przeludniona.

W każdym razie zajęcie się tym problemem u mnie trwało 10 lat. Dopiero zaczęlam teraz o tym czytać.

A, jak go poznalam, to w sumie ***, bo poznałam go w tłumie ludzi, już byłam pozbierana po psychopacie poprzednim, nawet już o tym nie myślałam. rany posklejane, poszłam sobie po prostu po piwo wieczorową i wróciłam z nim. Tak, wmieszalam sie w imreze wtedy pijana... calowałam (...) Pierwsze wrażenie było: niesamowite ciepło od tego człowieka biło - maksymalne!
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690

PostWysłany: Nie Mar 04, 2012 9:27    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Psychofag
niemal cały swój, często ponadprzeciętny, intelekt wkłada w swoje interpersonalne gry. Uczestniczą w nich wszyscy – całe jego otoczenie. Partnerka, rodzice, dzieci, wspólnicy, podwładni, pracodawcy, sprzedawcy i kelnerki. Jego cały świat to gra o dominację i on ma zwyciężyć, przechytrzyć. To on ma kontrolować sytuację i stan umysłu każdego, z kim się styka i ma z nim „coś do załatwienia”. Z Tobą, jako partnerką, psychofag ma do załatwienia podstawową dla siebie kwestię – masz mu dostarczyć skrajnych emocji i poczucia władzy, które są dla niego siłą napędową. Odtąd każde Twoje uniesienie, potem każde poniżenie i wreszcie każde wybaczenie mimo poniżenia będzie jego pożywką. Bez tego nie potrafi żyć, jak bez jedzenia i picia.

Żeby wygenerować odpowiednią dla jego chorych potrzeb - zmaksymalizowaną amplitudę Twoich uczuć psychofag zastosuje szereg psychozabaw, które w ostatecznym rozrachunku mają na celu jedno – najpierw zdezorientowanie a później psychiczne wyniszczenie Ciebie. Kiedy cel zostanie osiągnięty, pójdzie dalej, bo Ty jako akumulator się wyczerpałaś. Teraz pora na poszukiwanie nowego akumulatora. Dopóki jednak dostarczasz mu tej rozrywki i będziesz się tej zabawie podporządkowywać, on będzie przy Tobie trwał i będzie modyfikował, udoskonalał swoje gierki, żeby wyssać z Ciebie ile się da. Do końca (albo tak długo, jak mu na to będziesz pozwalać) . Najpewniej jednak, widząc, że jesteś już na wyczerpaniu zastosuje podwójną taktykę i jeszcze będzie bawił się Tobą i równocześnie już zdobywał nowego dostawcę energii.

Psychozabawy, które przedstawiam poniżej ulegają stopniowej brutalizacji w miarę rozwoju związku. Nie od razu usłyszysz „Zamknij pysk”. Przyczyna jest prosta – gdyby od razu na początku związku zastosował wersję hard – odrzuciłabyś go. Psychofag stopniuje Ci natężenie prądu, żebyś sama się nie zorientowała, kiedy nastąpił ten moment, że dałaś się posadzić na stałe w fotelu elektrycznym. Sens psychozabaw jest taki, że dla psychofaga jesteśmy obiektem jego psychoeksperymentu, a nie osobą do kochania, partnerstwa, opiekowania się Tobą, okazywania zaangażowania w wasz związek i innych form okazywania miłości. Jego chory umysł dąży do przejęcia władzy i kontroli nad nami i naszymi emocjami, co zdaje się sprawiać im większą frajdę niż kochanie i bycie kochanym.

Na początek trochę teorii. Przypominam, że mówimy o przemocy emocjonalnej a nie fizycznej, więc wszystko rozgrywa się na dwóch poziomach:

WERBALNY
- kłamstwa (najczęściej patologiczne i bezczelne – z marszu, prosto w oczy z zachowaniem „poprawnej” mowy ciała),
- manipulacje, zatajanie bądź przekręcanie istotnych faktów,
- agresja słowna, obraźliwe słowa i kłótliwość,
- przemycanie krytyki pod pozorem troski („Od kiedy schudłaś, to masz taki obwiśnięty biust, da się coś z tym zrobić? Musisz się z tym źle czuć.”),
- brutalne krytykowanie byłych partnerek pod pozorem porównywania ich do ciebie ale z zaznaczeniem „tylko mi spróbuj tak przytyć jak tamta”,
- nagminne robienie z partnerki wariatki („nic takiego nie powiedziałem, zdawało ci się, masz chorą wyobraźnię”),
- racjonalizowanie wszystkich uchybień wobec związku i partnerki: „taki już jestem” (o swoich kłamstwach), „wszyscy mężczyźni tak postępują” (o zdradach), „świat już tak jest skonstruowany” (o zaniedbywaniu obowiązków domowych i partnerskich),
- ironizowanie i kpienie z Twoich uczuć,
- umniejszanie Twoich osiągnięć.

NIEWERBALNY

Faza początkowa:
- stopniowe izolowanie partnerki od świata zewnętrznego metodą „obrzydzania” jej przyjaciół, rodziny, zainteresowań,
- nagminne, jakby złośliwe i celowe ignorowanie potrzeb partnerki i potrzeb wspólnego gospodarstwa domowego,
- kiedy partnerka stawia warunki – psychofag włącza całą gamę szantażu emocjonalnego (nie wraca do domu, prowokuje awantury o byle głupstwo byle wykazać, że partnerka jest kłótliwa, odgrywa rolę ofiary roszczeniowej kobiety)
- stosowanie pseudofizycznej przemocy (walenie pięścią w ściany, rozbijanie przedmiotów – coś na kształt ostrzeżenia - „następnym razem to ty możesz zarobić, jak mnie będziesz doprowadzać do takiego stanu”).
- permanentne lekceważenie czynionych wspólnie ustaleń pod pozorem „zapominania” albo ich rzekomej małej wagi,
- stopniowe przerzucanie na partnerkę coraz większej ilości obowiązków, którym on rzekomo nie potrafi sprostać, jest zbyt zajęty, to nie jego działka itd. Po jakimś czasie psychofag otwarcie już KAŻDĄ sprawę z automatu „wrzuca” do worka obowiązków partnerki a ona nie oczekuje już nawet ani „proszę” ani „dziękuję”.

Obarczanie partnerki absolutnie wszystkimi sprawami codziennymi (własnymi oraz partnera i jego rodziny) również uznaję za formę izolowania jej od świata. Taka zarobiona kobieta nie ma już krztyny czasu na własne zainteresowania, pasje, dbanie o siebie. Jest w całości jego własnością – na jego usługi i dostępna dla niego na wyłączność. On ma być jej światem. W tym czasie psychofag dba o siebie, rozwija się, kultywuje swoje pasje, rozszerza krąg znajomych, bawi się, relaksuje – kwitnie, podczas gdy ona więdnie. Prawa są po jego stronie, obowiązki należą do niej. Wtedy można przejść do kolejnego etapu – zarzucanie partnerce … iż jest zaniedbana, nudna i mało rozrywkowa. Kobieta z zaburzonym już na ten czas poczuciem przyczynowości i skutkowości całego procesu ma frustrujące poczucie winy i niższości w stosunku do takiego kwitnącego psychofaga. Proces wyniszczania można uznać za rozpoczęty. Od tego momentu kobiecie można już zrobić wszystko – ma tak zaburzone poczucie własnej wartości, że pchnięcie jej małym palcem spowoduje jej upadek emocjonalny.

Faza zaawansowana:
– nawracające zdrady i romanse,
– emocjonalna oziębłość,
– całkowite wycofanie z angażowania się we wspólne sprawy, problemy,– ostentacyjne skupianie się wyłącznie na własnych potrzebach kosztem życia rodzinnego /gry komputerowe, alkohol, imprezowanie, praca, integracje, uprawianie sportów/,
– równie ostentacyjne ignorowanie potrzeb, próśb a z czasem żądań partnerki,
– sugerowanie, że w związku brakuje mu powietrza i związek go ogranicza mimo wcześniejszych deklaracji, że chodzi mu wyłącznie o życie w symbiotycznym układzie,
– bierna agresja.

Żeby lepiej zobrazować wachlarz, którym dysponuje psychofag przedstawię kilka pasychozabaw, które przećwiczono na mnie.
http://mojedwieglowy.blogspot.com/p/psychozabawy.html


Ostatnio zmieniony przez marta 25 dnia Nie Mar 04, 2012 9:31, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690

PostWysłany: Nie Mar 04, 2012 9:30    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

PSYCHOZABAWY

Usmialam sie do łez.
tekst jest rewelacyjny.


Ostatnio zmieniony przez marta 25 dnia Nie Mar 04, 2012 10:04, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
kungfupanda



Dołączył: 20 Mar 2011
Posty: 135

PostWysłany: Nie Mar 11, 2012 1:56    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Zrobiłam jednak pierwszy krok i rozstałam się, teraz tylko chcę wytrwać w tej decyzji. Ta nieustanna szarpanina, odkręcanie, zapobieganie konsekwencjom w końcu doprowadziła mnie do depresji, mimo wiedzy i nieco już sarkastycznego podejścia do sprawy (a może "zaśmiewam" pewne sprawy po prostu, aby było mi łatwiej przez to przejść).

Kilka rzeczy złożyło się na to, że podjęłam w końcu decyzję o definitywnym zerwaniu wszelkich kontaktów.

Po pierwsze zdrowie zaczęło mi szwankować. Na skutek deprechy straciłam apetyt, czuję się osłabiona, wypadają mi włosy, mam jakieś dziwne kołatania serca.

Po drugie on zniknął na kilka dni, bo oszukał też znajomych (okazało się, że im też dawał popalić, o czym, starannie izolowana - nie wiedziałam. A nie mogłam się z nimi spotykać, bo powiedział mi, że mnie nie lubią i uważają za wariatkę, a im powiedział, że ja powiedziałam to samo o nich - cyrk), wziął jakieś zaliczki, pożyczki na kilka tysięcy i beztrosko to przepił, a ci ludzie chcieli mu pomoc "stanąć na nogi", załatwili pracę. Przeżyłam duży stres, ja wiem, że to jest współuzależnienie, że to nie był mój problem, ale nie umiałam zapanować nad tym, żeby się o niego nie martwić, bo szukały go jakieś dziwne typy i na pewno nie mieli pokojowych zamiarów.
Nie wiedziałam czy ktoś go pobił, czy żyje, jego mama zniosła ten numer nawet gorzej, bo trafiła na pogotowie ze stanem przedzawałowym.
Niestety upiłam się kilka razy oraz kompletnie zaniedbałam. Wzięcie prysznica rano to był dla mnie wyczyn alpejski.
Aż nagle wrócił. Kwitnący, wypoczęty, opalony i bardzo zdziwiony co te baby takie wymięte i blade. Kuzyn z innego miasta mu sponsoruje teraz wszystko do czasu aż nie "stanie na nogi" (w tym solarium). Swoją drogą ile razy można "stawać na nogi" jeśli nie jest się raczkującym niemowlęciem - bardzo wiele razy okazuje się. Ja w tym czasie stawałam z kolei na rzęsach, żeby było dobrze.
Ok, no ale powitanie było romantyczne, znowu padło wiele pięknych słów, chwila drzemki i po przebudzeniu on od razu przeszedł do fazy agresji słownej po krótkim tylko wstępie w postaci demonstracyjnego nieodzywania się do mnie i nerwowego sapania. Mimo dwuletniego treningu zaskoczył mnie tym, bo ostro podkręcił tempo przechodzenia z jednej fazy do drugiej.
Nie umiał też wyjaśnić dlaczego po upojnej nocy nagle mnie ignoruje po czym wyzywa z powodu, którego nawet nie potrafi określić.

Tym razem nie odpuściłam jednak, udało mi się nawet dokończyć połowę z tego, co chciałam powiedzieć, na spokojnie i nie dać się zakrzyczeć, wcześniej często odpuszczałam albo wpadałam w wir pyskówek na tematy zastępcze, bo on przerywa, krzyczy, odwraca kota ogonem albo atakuje na tematy zupełnie przypadkowe i bez żadnego związku z chwilą obecną.
Po ostatniej obdukcji nie było już przypadku przemocy fizycznej, ale też i bardziej pilnowałam żeby go nie wpuszczać bardzo pijanego...
Wyjaśniłam, że niestety takie zachowanie wskazuje na psychopatię i ma na celu zdezorientowanie mnie, pozbawienie jakiegokolwiek poczucia bezpieczeństwa i że taka huśtawka jest dla mnie stresująca, nielogiczna, męcząca i nie życzę sobie być terroryzowana we własnym domu kompletnie bez żadnego powodu i to w odstępie pół godziny od romantycznych treli i górnolotnych peanów na temat przyszłości, z których już nawet nie miałam radochy, bo zaczęłam traktować je jako "spokój przed burzą".

Usłyszałam, że jestem śmierdzącym leniem i w moim interesie jest czasem ruszyć leniwy tyłek, bo nie każdy ma tak łatwo w życiu a w ogóle to mogłabym zacząć chodzić na solarium, bo jestem za blada i on nie będzie za mnie oczami świecił.

Spytałam dlaczego uważa mnie za lenia skoro pracuję utrzymując nas, gotuję oraz sprzątam, z premedytacją nie odnosząc się w ogóle do kwestii solarium, bo to zostało mi rzucone dla odwrócenia wątku.
Uff, ale się rozpisałam, po prostu musiałam opisać ten kosmiczny absurd, bo powiedział mi coś takiego:

- Ty jesteś leniwa, co widać po sposobie w jaki siadasz na krześle. Za każdym razem ty to robisz tak jakoś za szybko w momencie siadania.

Zaniemówiłam.
I akurat wtedy odezwał się do mnie dawny znajomy, udało mi się chwilę z nim porozmawiać mimo, że on najpierw usiłował wyrwać mi słuchawkę, włączał radio na cały regulator, przerywał rozmowę, w końcu wyszedł obrażony, bo na pewno go zdradzam. Nie ważne, że znajomy nawet w Polsce nie mieszka i właśnie szczęśliwie się ożenił. Zdradzam go i cześć, bo poduszka na łóżku leżała krzywo, co jest bardzo podejrzane. I ten znajomy spytał się mnie jak mi się układa związek.
Niezbyt, mówię, podejrzewam, że jestem z psychopatą i zaśmiałam się nerwowo. Znajomy wcale się nie śmiał z tego sformułowania i powiedział, że 2 lata wychodził ze związku z kobietą, która we wszystkim go sabotowała i cieszyła z każdej jego porażki czy trudności i że przerabiał temat, ale w końcu rozsądek zwyciężył i odszedł.
"Nie wygrałem z tym, chociaż bardzo dużo mnie z nią łączyło".

Nie mówiłam mu zbyt wiele, w sumie nawet głupio mi się było przyznać, że wdepnęłam w coś takiego, bo znajomy pamięta mnie jako osobę dynamiczną, towarzyską, wesołą, dzięki tej rozmowie przypomniałam sobie w ogóle jaka kiedyś byłam i nagle bardzo zatęskniłam za dawną sobą.

To wszystko razem z tą iskierką zapalną w postaci zupełnie nieoczekiwanej rozmowy doprowadziło mnie do decyzji o rozstaniu.

Wcześniej siedziałam "przyczajona" w oczekiwaniu nie wiadomo na co (chyba na cud lub oświecenie), ale obserwowałam i zdobywałam wiedzę, a czas biegł.
Przechodziłam też momenty zwątpienia w słuszność oceny sytuacji, ale przeczytałam sporo, również tych "testów na psychopatę", różnych, i jakbym nie naciągała odpowiedzi to jednak zawsze wychodziło, że coś tu nie jest do końca tak jak być powinno.
Prowadziłam też dialogi ze sobą, typu, że może ja faktycznie mam jakieś urojenia, że pytania może były tendencyjne a test na przykład stary i są już jakieś nowsze, lepsze Laughing Heh, a do tego alkoholizm, po namyśle stwierdziłam, że ewentualnie jakiś jego jednorazowy wybryk na urwanym filmie może wejść do kategorii "uzależnienie = choroba", ale już nawracających podobnych sytuacji nie dało się wpakować do tego wora alkoholowego zapomnienia.

Wierzę, że tym razem naprawdę mi się uda już nie wrócić...

Mam nadzieję, że uda mi się zebrać jakoś do kupy wszystkie sposoby na wychodzenie z toksycznej relacji i je zastosować. Łatwo nie będzie, bo jestem od niego uzależniona (ta chemia między nami). A ten urok osobisty i poczucie humoru! Poza tym on był maksymalnie absorbujący z tymi wszystkimi numerami jakie wykręcał, to dawało mi taką korzyść, że nie martwiłam się o siebie, o przyszłość, bo zajmowałam się nim i paradoksalnie z tego powodu czułam się bardziej bezpieczna i odważna w życiu.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
kungfupanda



Dołączył: 20 Mar 2011
Posty: 135

PostWysłany: Nie Mar 11, 2012 16:24    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

No i oświeciło mnie dzisiaj skąd nagle taki chłód z jego strony.

On już mnie po prostu nie potrzebuje. Nie musi już udawać, że mnie kocha, bo ten kuzyn zapewnia mu "fajki i 4 ciepłe posiłki dziennie" i "nie truje d...y z pracą". Jakość moich usług bardzo spadła, bo zaczęłam wymagać, dopominać się o jego częściowy chociaż udział w kosztach, a po co się tak szarpać z głupią kretynką, skoro można zupełnie za darmo gdzie indziej pomieszkać.

Czyli następnego wybuchu uczuć do mnie mogłabym się spodziewać dopiero, gdy będę potrzebna!

Jakie to wszystko podłe, a jakie proste, opadły mi klapki z oczu i nagle wszystko układa się w logiczną całość. Logika w moim życiu, w końcu! Ale czuję się jakby mnie ktoś pogryzł, pożuł i wypluł...

W poniedziałek zapisuję się na terapię, znalazłam w necie całkiem niedaleko psychologa i terapeutę ds uzależnień w zwykłej refundowanej przychodni. Co mi szkodzi, przynajmniej będę miała z kim pogadać, inaczej mam tylko to forum, a ile w końcu można czytać tych moich wypocin, tu niektóre osoby na forum mają sytuacje bezpośrednio zagrażające zdrowiu i życiu, nawet jest mi niezręcznie mówić o moich problemach, ale nie mam po prostu komu. Trochę czasu potrwa zanim odbuduję jakieś relacje z dawnymi znajomymi, jeśli w ogóle, bo 2 lata właściwie mnie nie widzieli, byłam zawsze zajęta psychofagiem albo wyciąganiem się za uszy z kłopotów, w które mnie pakował.
Rodzicom nawet już nic nie mówię, bo gdy usłyszeli o moich problemach to wpadli tylko po to, by mnie opieprzyć za głupotę, powiedzieć, że mam to, na co zasługuję i żeby ... zabrać rower, który dostałam kiedyś od nich w prezencie. Mama się spłakała, że los pokarał ją taką córką, że głupio jej przed znajomymi, wstydzi się mnie, g...o osiągnęłam w życiu bo jestem po prostu do kitu. Hmmm. Nie mogłam się doczekać aż wyjdą i na tym zakończę już temat "wsparcia ze strony rodziny".
A teraz sobie popłaczę, a co. Nikt nie widzi moich łez i chwil słabości, których się nawet boję okazać, bo zawsze wtedy dostaję w łeb jeszcze bardziej.


Nie wiem też za bardzo na jaką terapię najlepiej pójść. Zanim poznałam psychofaga to już ukończyłam 2 terapie uzależnień i jedną "rozwoju osobistego". Czyli pracowicie rozwiązywałam mój problem uzależnień po to tylko, żeby wpaść we współuzależnienie i przemoc... co za ironia.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690

PostWysłany: Nie Mar 11, 2012 17:44    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Panda Ty doskonale rozumiesz w co weszlas. Wystarczy jak odetneisz od siebie te czesc ktora sprawila,ze wybralas wlasnie jego.. a to takie proste.. szukalas symbiozy.. znalazlas nie wiedzac jaka cene sie placi za milosc typu dwie polowki jednego jablka . Panda mam wrazenie ze jednak wciaz nie do konca chcesz wierzyc ze to takie proste..
U PF nie mozna szukac glebi, ukrytych znaczen / innych niz przeniesienia bo na przeniesienia trzeba miec stale uszy otwarte/ i innych tego typu treli i moreli z polki zwanej " uczucia wyzsze" . PF tego nie posiada , on nie posiada nic.. jest doskonale pusty. Zawsze bez wyjatku pojdzie tam gdzie mu bedzie lepiej bo cel ma tylko jeden : zeby jemu bylo dobrze. Jesli masz jeszcze cokolwiek co moze ci wyszarpac - pilnuj sie. Jak rozumiem wystawilas go za prog.. , zabierz mu klucze a jesli bedzie szukal z toba kontaktu umawiaj sie z nim na miescie i nie plac za kawe, opowiadaj mu jakie masz okropne problemy, okradli cie. wyrzucaja cie z pracy., obinizyli ci pensje , domagaj sie jego pomocy, pozyczki , zaangazowania - zrazisz go siebie przestaniesz byc atrakcyjna.
Moze to ci pokaze ze facet jest nic nie wart..
Najlepiej byloby gdybys wogole sie z nim nie spotykala , nie rozmawiala lecz czy w Twoim ducha stanie jest to mozliwe?
Czytajac Twoje posty - przynajmniej ja doznaje zametu poznawczego.. Silna , inteligenta dziewczyna.. oczytana , obkuta w patologii umyslu.. pisze rozsadnie, wszystko rozumie.. a wciaz ma zludzenia, wciaz chce walczyc o swoja chemie..
Panda .. ty nie walczysz o niego.. ani tez nie walczysz o Wasz zwiazek.. walczysz o swoj haj, o bycie na haju .. o poczucie tego czegos co nazywasz chemia, ja nazywam zwiazkiem symbiotycznym, kolezanka Beti - najtrafniej chyba - nazywa hajem. Tobie nie z nim jest ciezko sie rozstac ale tobie jest ciezko NIE czuc tej chemi.. tego haju w ktory on Ciebie wprowadza..
Tu szukaj klucza do wyjscia z uzaleznienia i pod tym katem terapii.
Trzeba wziac w karby mala Pande i zrobic z niej dorosla kobiete ktora bierze faceta aby z nim tworzyc zycie , dom rodzine, bliskosc , wsparcie i oparcie a nie po odloty do nieba. .. zrobic to mozesz tylko ty sama z pomoca psychologa- sama tez mozesz ale bedzie trudno..
Inna skala wartosci..
wiedz tez, ze to jest jak z alkoholizmem - do konca zycia ciagnac bedziesz za facetami od chemii od haju.. i sama musisz sobie takich facetow zabronic. NIgdy juz nie kochac mimo wszystko i pomimo wszystko ale raczej postawic na bycie kochana , obdarowywana , zadbana przez faceta .
Czy doczytalas juz,ze zwiazki symbiotyczne , tj .tę specyficzna chemie tworza te czesci osobowosci ktore sa niedojrzale? A poniewaz nie mozna ich naprawic , wydoroslec.. trzeba je odciac , umiescic w specjalnej szufladce i i zatroszczyc sie o nie / swoje dziecko JA - dziecko. / I to jest Twoj cel na terapii.
TY nie potrzebujesz tego faceta. Ty potrzebujesz czuc ten haj.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
kungfupanda



Dołączył: 20 Mar 2011
Posty: 135

PostWysłany: Nie Mar 11, 2012 21:49    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Dziękuję za wskazówki, bardzo się cieszę, że tu trafiłam, to jest chyba właśnie ten cud, na który czekałam.

Jednak jest jakieś wyjście i na dodatek, jest ono ... proste! (tak wiem, że i trudne jednocześnie, ale nie jest to jakaś wiedza tajemna).
Twój post dał mi niesamowitego kopa do działania, już wiem czego szukać, co jeszcze poczytać, dostałam przypływu energii Smile

O wewnętrznym dziecku wspomniała już na tym forum Sylwia 1975 (również dziękuję).
Ja wtedy tak to zrozumiałam, że to jest po prostu to dziecko, które nie dostało bezwarunkowej miłości w dzieciństwie i poniekąd
zamknęłam kiedyś ten bolesny temat pisząc ze sponsorką w AA krok czwarty i "pochowałam trupy do szafy".

To bardzo ciekawe, co napisałaś o związkach symbiotycznych. Coś mi dzwoniło, ale nie widziałam w którym kościele.
Problem toksycznych związków to było coś, co myślałam, że da radę rozwiązać jedynie długotrwałą intensywną pracą na krokach, nad sobą.
Nawet sponsorka twierdziła, że wprawdzie nie pije już bardzo długo, ale od 7 lat jest sama, dopiero za 3 lata poszuka partnera, bo
na normalny związek jest się gotowym dopiero po około 10 latach intensywnej pracy nad sobą!
Myślę, że dobrze wtedy zrobiłam, gdy zrezygnowałam z naszej współpracy, bo takich kobiet, niepijących, samotnych od wielu lat i nieszczęśliwych
jest tam mnóstwo. Co z tego, że nie piją, jak są takie samotne, nieszczęśliwe i zamiast w alkohol całą energię pakują np. w kompulsje, nałogowe
zakupy czy jedzenie w nadmiarze. Dołowało mnie to, takie fajne kobiety, tyle terapii alkoholowych, warsztatów, włożonej pracy i nadal nie radzą sobie,
odbierało mi to nadzieję. A może po prostu miałam pecha. Moja sponsorka po odstawieniu alkoholu przytyła 20 kg i dorobiła się 30 tys długów na różnych kartach kredytowych.
Powiedziała mi, że "jesteśmy bardzo chore. Alkohol to tylko czubek góry lodowej, po 7 latach dopiero wychodzą jakieś nowe rzeczy do przerobienia
i nawet nie wiadomo, co tam jeszcze są za problemy".

Tak więc wychodzenie z toksycznych relacji traktowałam jak jakąś "górę za mgłą", której i tak na razie nie zobaczę.

Nie zastanawiałam się nawet, że nie tylko ja ponoszę odpowiedzialność za np. poprzedni mój toksyczny związek, na terapiach uzależnień
na które chodziłam ponad dwa lata temat związków nie był w ogóle poruszany pod tym kątem.
W ogóle cała terapia miała na celu zburzyć "system iluzji i zaprzeczeń" alkoholizmu po to, aby uzmysłowić sobie konsekwencje picia.
Był duży nacisk na to, aby nie obwiniać innych za swoje picie, np. nieszczęsliwe dzieciństwo i to "wewnętrzne dziecko" jawiło mi się jako
grząski temat do zamknięcia, tzw. pretekst do zapicia lub "użalanie się nad sobą" jako wstęp do nawrotu.

To z tego forum dowiedziałam się np. co to jest zespół stresu pourazowego. W poprzednim związku partner uderzył mnie tak mocno w głowę, że straciłam przytomność, a kiedy ją odzyskałam wpadłam w szał i okładałam go deską do prasowania, później znowu straciłam
przytomność i przez dni nawet nie pamiętałam tego (byłam w szoku, stwierdziłam, że muszę się zacząć leczyć z alkoholizmu). A że byłam wtedy po kilku piwach, historia ta znalazła się w moim piciorysie, który
czytałam rok później na warsztacie o nawrotach. Tamten psychofag na szczęście wtedy sam mnie zostawił (mimo wszystko ten obecny to aniołek w porównaniu z poprzednim: krok do przodu jest). Psycholog "pomógł" mi wtedy wyciągnąć taki wniosek z tego, że mój poprzedni związek nie udał się
ze względu na obecność używek i że jego rozpad jest po prostu jedną z konsekwencji mojego picia.

To, że po dwóch latach psycholog prowadząca powiedziała mi na koniec, że wcale nie jest pewna, czy jestem alkoholiczką (nie miałam ciągów,
klinowania, utraty kontroli czy pracy ani problemów z utrzymaniem abstynencji), że prawdopodobnie była to nieleczona depresja i żeby kontynuować pracę nad sobą, terapeutyzować się, a to jak wiadomo można robić tylko zachowując abstynencję od różnych wspomagaczy nastroju.

Jeszcze raz dziękuję, mam nadzieję napisać tu niedługo coś konstruktywnego i szybko zacząć terapię, a o eksa się na razie nie martwię, bo nawet zamki zmieniłam. Ja bardzo chcę z tego wyjść, zanim jeszcze nie zrujnowałam sobie zdrowia, porzucić ten "haj", chyba nie do końca wierzyłam, że to jest w ogóle możliwe przed upływem całej dekady Smile
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690

PostWysłany: Pon Mar 12, 2012 6:31    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.pismo.niebieskalinia.pl/index.php?id=245

ten artykul ci pomoze ..

Panda.. nie zagladaj tutaj czasem.. zagladaj czesto i wylewaj swoje mysli..

pracuj nad tematem/ uzaleznienie / ale pisz na biezaco co ci sie w mozgu uklada.. tak bedzie latwiej i bezpieczniej..
cokolwiek wymyslisz - wymysla to Twoj nie calkiem zdrowy mozg.. bedzie robil bledy, bedzie bronil wyuczonych pozycji, nie pozwoli ci latwo zagonic dzieciaka do naroznika.
alkoholiczka miala racje - na kolejny zwiazek trzeba dac sobie czas.. tym bardziej u ciebie sprawa jest trudna bo jak piszesz to juz jest twoj drugi toksyczny zwiazek.
Znasz ten ciag.. corka alkoholika wchodzi w kolejne zwiazki zawsze z alkoholikami choc bardzio bardzo szuka niepijacego. To jest to samo. To samo podloze.. zdrowe emocje / uczucia / sa zamrozone jeszcze w dziecinstwie- zostaja te spaczone.. zeby cos poczuc trzeba poczuc dokladnie te do ktorych czucia jest sie zdolnym-- czyli te spaczone . Ona czuje tylko wtedy kiedy partner dostarczy jej dokladnie tych czytelnych , odbieralanych dla niej emocji.. czyli chorych., dlatego zainteresuje ja facet dostarczyciel takich chorych emocji.. cala tajemnica Twojej chemii.
wyleczone ale smutne samotne kobiety.. cos w tym jest.
jednak mysle, ze tu pojawia sie inny problem: jak poradzic sobie z samotnoscia? samotnosc to niekoniecznie brak faceta. Wydaje mi sie,ze samotnosc do niezdolnosc do pasji, do zaangazowania .. wydaje mi sie,ze prawdziwa , jedyna i niemozliwa do pokonania jest samotnosc w chorobie. Kazda inna jest do rozpracowania - trzeba tylko potrafic nadac jej kierunek.. nie upierac sie, ze lekiem na samotnosc jest zwiazek , jest facet.. bo to ostatnie znaczy ze wyleczenie nie jest pelne.

Zwiazek nie jest lekiem na samotnosc czego co dzien doswiadczaja miliardy ludzi. Mysle . ze zwiazek jest zaczatkiem pewnej kreacji.. srodowiskiem w ktorym ja- on mozemy zrealizowac swoje zyciowe cele.. czyli jestesmy nie po to aby razem ale jestesmy po to aby zrealizowac wspolnie.. / tu wpisac wlasciwe/ . Tak mysle dzis.. jeszcze kilka lat temu bylam przekonana,ze jesli jest milosc, jest chemia to wszystko sie uda, wszystko jest mozliwe do zrobienia. Niestety milosc , chemia to dym z komina.. najpierw powinien byc fundament to jest : kim jestem ,. czego chce , dokad ide? Ja.. ja jako integralna osoba ze swoim umyslem, wrazliwoscia,. celami, predyspozycjami, talentami, lepszym lub gorszym ciałem., pasjami - ja jako Osoba . Jesli wiem kim jestem, czego chce.. bede szukac faceta o podobnej wizji zyciowej.. jesli marze o domu z ogrodem w ktorym widze siebie sadzaca kwiatki.. nie wezme faceta wagabundy mieszkajacego na lodce.. ani faceta zdecydowanie gustujacego w apartamencie w srodmiesciu .. okej.. jestes w porzadku, mogloby byc nam razem dobrze ale ja mam swoj cel a ty swoj.. rozne drogi. Owszem taki zwiazek jest mozliwy ale wymaga ogromnej dojrzalosci.. i bedzie to zwiazek na odleglosc.. ona sobie wybuduje dom , on kupi apartament.. byc razem to nie koniecznie byc razem kazdej nocy.

Dobrze wykszlacone Ja nie pozwoli sie sciagnac ze swojej drogi.
Ale.. nie wykorzystuje tez drugiego czlowieka do realizacji swojego celu.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
kungfupanda



Dołączył: 20 Mar 2011
Posty: 135

PostWysłany: Wto Mar 13, 2012 0:12    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Dziękuję, że jesteś.

Dziś jest pierwszy dzień rzeczywistości dla mnie.
Spojrzałam PRAWDZIE i tej (jego) PUSTCE prosto w oczy.
Okropne uczucie.
Rzeczywistość i dorosłość to tereny dla mnie nieznane i niebezpieczne, zrozumiałam, że całe życie przed tym uciekałam.
Czytam "Wewnętrzne dziecko", ryczę, wzruszam się, cieszę i smucę naprzemian.
Już wiem, czemu Cię dziecko nie znalazłam wcześniej, to część literatury DDP/DDA, miałam "szlaban" na terapię DDP, bodajże jeszcze przez rok "radzono" babrać się w tym problemie alkoholowym, ale w końcu to jest to! Smile
Mam prawo robić jakie chcę terapie W MOIM tempie, to samo się tyczy czasu, w którym JA zdecyduję się na nowy związek (oj nieprędko), mam też prawo nie słuchać "dobrych rad" terapeutów nieznających sedna problemu oraz ludzi z AA, a doradców jest tam wielu, oj wielu. Dziękuję, wysłuchałam i idę dalej MOJĄ drogą bez poczucia winy i nie tłumacząc się nikomu z niczego, bo jestem wolnym człowiekiem.

"Jestem silna i zdolna. Kocham i aprobuję całą siebie" (afirmacja na uwolnienie się z poniżających relacji, Louise L. Hay).


Ostatnio zmieniony przez kungfupanda dnia Wto Mar 13, 2012 5:47, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
kungfupanda



Dołączył: 20 Mar 2011
Posty: 135

PostWysłany: Wto Mar 13, 2012 3:41    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Marto, uratowałaś mi tym wewnętrznym dzieckiem życie, a na pewno zdrowie. Czułam, że albo coś się zdarzy albo dalej długo tak już nie pociągnę, bo właśnie ciało już zaczęło mi się buntować, ale miałam przeczucie, że coś się jednak wydarzy odkrywczego już od wczoraj, może ono dało mi siłę i odwagę do finalnej konfrontacji z tą jego prawdziwą pustką?
Czułam się trochę jakbym miała niedługo pojechać w nieznaną podróż, ale w dobrym kierunku. Niesamowite, prawda? (i nie umiem tego racjonalnie wytłumaczyć).

Inaczej dalej błądziłabym po omacku. Program 12 kroków w ogóle mi nie pomógł, formułki o Sile Wyższej, zwalanie wszelkich wątpliwości na "chlać ci się chce, pewnie nawrót" - jest nawet takie zdanie w książce Trzeźwe Myśli, które szczególnie mnie irytowało typu 'jak alkoholik zacznie myśleć to wymyśli butelkę', na dzieciństwo nie zwalać, bo będzie nawrót, zwiększyć jeszcze liczbę mitingów w tygodniu i czekać na łaskę z nieba, w ogóle tego nie czułam, NA SIŁĘ pisałam ten program, błądziłam po omacku a depresja i zagubienie tylko narastały.

Przeczytałam już na szybko "Dramat udanego dziecka" oraz "Bunt ciała" Alice Miller, zatrzymując się na fragmentach, które były DOKŁADNIE O MNIE i przecierałam oczy ze zdumienia i radości
W końcu, haha, myślałam, że tylko psychopata ma przynajmniej jasno zdefiniowane problemy w bogatej literaturze... zresztą na początek skupiłam się na "rozgryzieniu" jego (ech to współuzależnienie).

Natrafiłam na żyłę złota na poniższym chomiku i chyba dziś tak prędko nie zasnę:

http://chomikuj.pl/dda

I jak na zawołanie fragment o sytuacji, z którą spotkałam się podczas moich dotychczasowych terapii pochodzący z "Buntu ciała" (cyt. poniżej). oraz wyjaśnienie dlaczego "zaśmiewałam" problemy - nazywałam to sarkazmem (w ogóle zwróciłam uwagę, że przestałam to robić dokładnie od poprzedniego posta zupełnie nieświadomie odkąd rozpłakałam się już przy pierwszych zdaniach listu do Wewnętrznego Dziecka. Czyli zmiany już zaczęły następować).

Jest w tym szaleństwie metoda, jest nadzieja, pozdrawiam wszystkie Forumowiczki i Forumowiczów serdecznie.


Cytat:

poważne ślady wczesnych zranień wynikają z minimalizacji dziecięcego cierpienia i odmowy uznania ich słuszności. Każdy dorosły może sobie z łatwością wyobrazić trwogę i upokorzenie, jakie by poczuł będąc nagle zaatakowany przez osiem razy większego olbrzyma. Lecz gdy chodzi o małe dziecko uważamy, że ono nie odczuwa tak samo jak dorosły, choć jesteśmy w stanie podziwiać w jakim stopniu jest rozwinięte i jak trafne bywają jego reakcje i odpowiedzi na żądania otoczenia. Rodzice uważają, że klapsy nie przynoszą żadnej szkody, że są jedynie sposobem przekazywania określonych wartości dzieciom, i że wychodzi im to na dobre.
Pewna terapeutka, która przeczytała dokładnie i zrozumiała moją książkę, opowiedziała mi o oporze, jaki spotyka u większości klientów, kiedy próbuje, teraz dużo wyraźniej niż niegdyś, uzmysłowić im zranienia zaznane od rodziców. Zapytała mnie czy Czwarte Przykazanie może być głównym wytłumaczeniem siły tego przywiązania do idei wyidealizowanych rodziców.
Myślę, że Czwarte Przykazanie może odegrać jakąś rolę w sytuacji, gdy dziecko jest już dorosłe. Nie można wytłumaczyć wysokiego progu tolerancji (czasem zaledwie wyobrażalnego dla osób trzecich) bez cofnięcia się do najwcześniejszego okresu dzieciństwa. Dzieje się tak, dlatego, że każde maleńkie dziecko nauczyło się już tłumić ból, którego nie zauważają rodzice, wstydzić się go, obarczać winą lub kpić i naigrywać się ze swego cierpienia. Później ofiara również nie musi odczuwać, że była ofiarą. W ten sposób, w terapii, klient od początku nie jest w stanie określić prawdziwego winowajcy. Nawet, jeśli stłumione emocje docierają na powierzchnię będą miały trudność by przebić się przez wcześniej wyuczone mechanizmy. Dzieje się tak gdyż służyły one od dawna temu by tłumić ból i rzekomo, uwolnić się od niego. Zaprzestanie tego działania oznacza płynięcie pod prąd; nie tylko napawa strachem, lecz również sprawia, że rodzi się na początki poczucie ogromnego osamotnienia. Wystawiamy się wtedy na zarzut użalania się nad sobą. Jednakże właśnie w tym miejscu zaczyna się droga, która wiedzie do odnalezienia dojrzałości.

Warto zauważyć, że nadal wielu terapeutów, choć na szczęście nie wszyscy, robi co może, by odwrócić uwagę klienta od jego dzieciństwa. W mojej książce opisuję dokładnie dlaczego i jak się to dzieje, choć nie wiem, jaki stanowią oni procent środowiska psychoterapeutycznego, bo nie ma statystyk dotyczących tego zagadnienia. Na podstawie moich opisów czytelnik będzie mógł sam się zorientować czy na swojej drodze spotkał kogoś, kto mu towarzyszył czy raczej oddalał go od dzieciństwa i prawdy. Niestety, dość powszechnie spotykamy się z tą drugą sytuacją.
Pewien bardzo poważany w środowiskach psychoanalitycznych autor posuwa się w swojej książce nawet do twierdzenia, że nie istnieje nic w rodzaju „prawdziwego ja” i mówienie o czymś takim musi prowadzić na manowce.
W jaki sposób osoba dorosła, która otrzymuje wsparcie terapeutyczne tego rodzaju może mieć dostęp do rzeczywistości dziecka, jakim niegdyś była? W jaki sposób ma odnaleźć stan bezradności i niemocy, jaki wtedy przeżywała? Brak nadziei rósł w miarę jak zranienia latami się powtarzały i nie wolno było dostrzegać rzeczywistości, tego, co się działo, gdy nie było nikogo, kto pomógłby dostrzec i wyodrębnić prawdę.

Tamtemu dziecku nie pozostawało nic innego jak tylko znaleźć samemu swoje wybawienie, szukając schronienia w pomieszaniu, szaleństwie lub w drwinie i wyśmiewaniu.

[b]Jeśli później dorosłemu nie uda się pozbyć tego pomieszania w trakcie takich terapii, które nie blokują dostępu do prawdziwych, zapomnianych uczuć to dorosły ten pozostanie więźniem tego samoośmieszania.


Lecz jeśli uda mu się użyć dzisiejszych swoich uczuć jako klucza do potężnych i uzasadnionych pierwotnych emocji małego dziecka, i przyjąć je jako zrozumiałe reakcje na okrucieństwa (intencjonalne lub nie) rodziców lub opiekunów, ochota do śmiechu szybko mu minie. Cynizm i autoironia znikną.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690

PostWysłany: Wto Mar 13, 2012 8:22    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

do usług..

ale ostatniego Twojego postu nie zrozumiałam. Czy jestes zdania, ze nalezy nadwartosciowac role Ja dziecko i polozyc akcent na traumy dziecinstwa?
Jesli tak - to tu sie roznimy.
Ja jestem zdania,ze zarowno Ja dziecko, jak i traumy dziecinstwa trzeba odciac od siebie, zdysocjowac. Powiedziec sobie : oki.. bylam tym i takim dzieckiem. To tez ja. Bardzo mi zal tego dziecka. Postaram sie mu pomoc , otocze opieka , czuloscia. Ja dorosla. Bylam to co innego niz jestem. Dzis jestem. Dorosla. Mam swiadomosc posiadania swojego dziecka ale moje dziecko to nie ja obecna.
Przerobilam to na sobie .. depresja wrzucila mnie w regres , w mam 3 latka i czekam w kącie bez ruchu na mame ktora przyjdzie i pouklada moje porozrzucane klocki i naprawi zepsute zabawki. Koszmarny stan totalnej dekompensacji. Spotkalam sie z takimi stanami - czesto konczyly sie bardzo zle.- psychoza -jesli obok nie bylo nikogo kto umialby pomoc.
Ja mialam szczescie , mialam zaocznie ale stale dziewczyny ktore tez walczyly z trauma po PFie , swiadome , oczytane . dzwonily, pisaly umialy pomoc. Wyprowadzily mnie z letargu tj z tej cofki do stanu bezradnego dziecka. To wtedy bardzo ostro doswiadczylam 2 stanow. stanu doroslego i stanu dziecka i nie mialam wyboru.. musialam Ja dorosla zapanowac nad ja dzieckiem // grozilo mi ze strace mieszkanie, dochod ,wyladuje na ulicy , trafie do psychiatryka.// Musialam pokonac to dziecko , zabrac je z kata, umyc , nakarmic, wyprowadzic na dwor , pokazac ze nie ma czego sie bac , ze jest PRZY MNIE bezpieczne. Ale.. zeby dziecko nakarmic, umyc ubrac i dac mu usmiech i nadzieje.i bezpieczenstwo . najpierw ja dorosla musialam miec jedzenie, ciepla wode , siłe itd.. musialam bardzo mocno poszukac w sobie tych zasobow.. poszukac ale i zwyczjanie zarobic.. zdobyc.. odbudowac.. musialam jakby od zera od poczatku zbudowac siebie dorosla Dziecko kopalo, wrzeszczalo, nieruchomialo.. nie wyjde, nie wstane, nie zrobie.. a ja musialam wbrew dziecku. wbrew wttedy jeszcze sobie.. bo to ja bylam tym dzieckiem - wyciagnac je z tego kata , nakarmic , umyc, zrobic z niego pogodne zdrowe dziecko.
Rozumiesz? Pokonac siebie.. to raczej z tej bajki..
Ja dorosle zaczyna sie od swiatelka swiadomosci, ze Musisz cos zmienic.. jakby skrecic na inna droge.. zanegowac dotychczasowe wewnetrzne drogowskazy i busole.. musisz zrobic wszystko inaczej..
Inaczej ? czyli jak? i tu staje sie pomocne to cholerne dziecko.. jesli zobaczy sie, POCZUJE je w sobie.. widzi sie je w pelnej krasie.. smutne, zaniedbane rozwrzeszczane, histeryczne, glupio wesolkowate.. albo zbyt strojne , narcystyczne, pozerajace -- i wowczas juz wiesz co powinnas zrobic aby stalo sie normalnym dzieckiem. Robisz to dla tego dziecka i automatycznie przejmujesz funkcje doroslego..
Panda: zwroc na cos uwage.. uwazaj na ilosc przyswajanej wiedzy. Wiedza - w porzadku. Ale takim jak my wiedza jest potrzebna glownie po to aby ... poczuc. Ucz sie czuc.. a nie wiedzy. Jesli dostrzezesz swoje dziecko- poczujesz.. i bedziesz wiedziala co powinnas robic, kim jestes, co naprawde mozesz i potrafisz. .. wyzwolisz w sobie zdrowa sile i budulec z ktorego stworzysz siebie dorosla. Nie chodzi o wiedze.. chodzi o czucie. Czucie dziecka to czucie siebie.i jednoczesnie odpowiedz na pytanie : co JA moge zrobic? okaze sie ze bardzo duzo.

W takim ukladzie - ukladzie ktore bylo moim doswiadczeniem.- ja tu nie widze , kompletnie nie widze zwiazku z koniecznoscia grzebania sie w dziecinstwie, uzalania sie och jakim bylam biednym dzieckiem.. rozdmuchiwania zalow i pretensji do rodzicow.. wprost przeciwnie.. psychoanalityczne powrroty do dziecinstwa wydaja sie jakby identyfikowac dorosla osobe z e swoim dzieckiem. . U mnie poszlo to inaczej.. przejmujac opieke nad dzieckiem odcielam sie od dziecka. Ja to ja a dziecko jest odrebnym bytem nad ktorym powinnam czuwac bo potrafi narozrabiac.. odcielam symbioze z dzieckiem.
Jeszcze nie jestem pewna.. ale mam wrazenie,ze w tej samej chwili odcielam od siebie potrzebe symbiotycznego zwiazku. Juz nie dziecko szuka kogos do wspolnej zabawy ale ja szukam partnera dla siebie doroslej majacej pod opieka i kontrola swoje osobiste dziecko plus te urodzone. Jestem odpowiedzialna za siebie.. za to dziecko i za dzieci urodzone. I jest to odpowiedzialnosc niepodzielna, niemozliwa do przerzucenia na inna osobe. To jestem Ja ze wyraznie zarysowanymi granicami .. z jednej strony granicy jest odpowiedzialnosc za siebie / swoje dzicko i dzieci, za swoj konieczny do prawidlowej opieki nad soba i swoimi dziecmi dobrostan.. juz nie przepisze na faceta swojego mieszkania " zeby sie lepiej w nim poczul" , juz nie bede chciala go utrzymywac bo rozumiem,ze inwestowac musze w siebie i aby kompetetniej wychowac i inwestowac w dzieci .. juz nie posle go na wczasy bo on zmeczony- bo docenie swoje zmeczenie i potrzebe wlasnego odpoczynku aby moc lepiej sprostac wlasnym obowiazkom itd..
a z drugiej strony granicy .. jest tworzone z drugim czlowiekiem MY.. wspolne cele, ich realizacja.. wiez , uczucia emocje.. ale.. do granicy.. Za granica jestem JA . Granica jest nieprzekraczalna dla nikogo.

Wybacz , strasznie ciezki ten post.. . chcialam w nim zwrocic uwage ze jakos mnie nie przekonuje terapia nawracajaca do grzebania sie w dziecinstwie. Moze nie mam racji, moze u mnie to jakos inaczej poszlo..
ale z pelna swiadomoscia powtarzam.. skok jakosciowy u mnie nastapil kiedy dostrzeglam swoje dziecko i odcielam sie od niego i narzucilam mu relacje pochyla.. Ja dorosla biore ciebie dziecko pod opieke i pod kontrole.. nie zastanawiam sie kto ciebie skrzywdzil.. koncentruje sie na twoim obecnym stanie i chce abys bylo pogodne i zadowolone. Zamiast lamentowac : och jak mamusia i tatus ciebie skrzywdzili- lepiej wyjsc z nim na spacer i pokazac mu cos fajnego..

Jestem silna i zdolna. Kocham i aprobuję całą siebie" (afirmacja na uwolnienie się z poniżających relacji, Louise L. Hay).

a ja ci na to jak moj dziadek : srali muchy bedzie wiosna.
Poczucie wartosci i sly zdobywasz tylko i wylacznie poprzez struktury czynnosciowe, czyli wlasne dzialanie. Czytaj Fromma. Drogi do wolnosci. I Kempinskiego. Lek, Melancholia.

takie autosugestie sa chwytliwe ale moim zdaniem g.,. warte.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690

PostWysłany: Wto Mar 13, 2012 8:29    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

ps..
ulicami mojego osiedla spaceruje kobieta.. lat ok 65 szczupla, wymodelowana na dziewczyne z lat 70 tych. Ciuchy wyjete z szafy mlodosci. zmienia je , komponuje.. Ale jak chodzi.. jak modelka na wybiegu.. ona nie idzie ona jest aby sie pokazac.. ilekroc ja mijam mysle: ona kocha siebie"
to tak a propos. powyzszego.
Kobieta jest bez dwu zdan zaburzona.. ale bez watpienia kocha siebie miloscia absolutna i bezkrytyczna. Ilekroc slysze komunaly w stylu " jestem silna madra dobra piekna i kocham siebie" - mam przed oczyma te kobiete.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690

PostWysłany: Wto Mar 13, 2012 12:00    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

"W jaki sposób osoba dorosła, która otrzymuje wsparcie terapeutyczne tego rodzaju może mieć dostęp do rzeczywistości dziecka, jakim niegdyś była? W jaki sposób ma odnaleźć stan bezradności i niemocy, jaki wtedy przeżywała? Brak nadziei rósł w miarę jak zranienia latami się powtarzały i nie wolno było dostrzegać rzeczywistości, tego, co się działo, gdy nie było nikogo, kto pomógłby dostrzec i wyodrębnić prawdę.

Tamtemu dziecku nie pozostawało nic innego jak tylko znaleźć samemu swoje wybawienie, szukając schronienia w pomieszaniu, szaleństwie lub w drwinie i wyśmiewaniu.

[b]Jeśli później dorosłemu nie uda się pozbyć tego pomieszania w trakcie takich terapii, które nie blokują dostępu do prawdziwych, zapomnianych uczuć to dorosły ten pozostanie więźniem tego samoośmieszania.

Lecz jeśli uda mu się użyć dzisiejszych swoich uczuć jako klucza do potężnych i uzasadnionych pierwotnych emocji małego dziecka, i przyjąć je jako zrozumiałe reakcje na okrucieństwa (intencjonalne lub nie) rodziców lub opiekunów, ochota do śmiechu szybko mu minie. Cynizm i autoironia znikną. "

Tak masz racje.. to jest ten wlasciwy fragment.. i ja o tym pisze.. innymi slowami ale o tym.
Zwroc uwage.. tu jest mowa o uczuciach.. dostrzec dziecko to poznac swoje uczucia, to nazwac je.. a potem umiejetnie rozwijac je ku doroslosci.
Mam tez odczucie ,ze dostrzezenie i poznanie w sobie dziecka to powrot do punktu krytycznego od ktorego zaczelo sie zaburzenie dalszego rozwoju. , ze troska o to dziecko , zapopiekowanie sie nim to wprowadzenie tego dziecka na własciwa sciezke, towarzyszenie mu w jego rozwoju .. a poniewaz te " opieke" sprawujemy z poziomu Ja doroslego.. to rozwoj dziecka jest rownoczesnie naszym rozwojem.

Kiedys znalazlam w necie jakas prace doktorska , zapisalam i zgubilam..
autor bardzo obrazowo przedstawil rozwoj. prawidlowy jako linie prosta ..
zaburzenie to wytworzenie jakby linii bocznej, odnogi.. cos sie zadzieje i rozwoj na chwile sie zatrzymuje a nastepnie wytwarza odnoge i zaczyna isc nowa linia .. poczatkowo oddalona od prawidlowej o mikro, nastepnie mili.. z czasem / dlugosc linii-wiek/ linia coraz bardziej staje sie odchylona od tej wlasciwej linii. .. to odchylenie pokazuje zaburzenie rozwoju osobowosci i jego stopien.

Z tego by wynikalo,ze dostrzec dziecko to dostrzec punkt krytyczny.. w ktorym prawidlowy rozwoj sie zatrzymal.
Panda ale mam problem.. nie mam pojecia jak sprawic, jakiej sztuczki intelektualnej czy emocjonalnej trzeba uzyc
aby poczuc i zobaczyc to dziecko. Wiekoszc autorow podaje,ze sprzyjaja temu stany krytyczne, traumy, dekompensacje Tak tez bylo u mnie.
Co doradzilabym osobie ktora nie jest w regresji , nie jest w ciezkiej depresji, nie jest w dekompensacji a jest zaledwie w stresie , nawet poteznym ale tylko stresie czyli nadal ma wlaczone i silne blokady , zatrzasniete drzwi do siebie ? ..
z tym nie daje sobie rady. Mozna pisac mnostwo slow, mnostwo madrych i glupszych mysli spostrzezen uwag.. przeczytac mnostwo ksiazek i nadal nie poczuc.. bo obrony przed wejsciem w siebie/ czyli przed tym dzieckiem/ beda silniejsze.
Czyzby trzeba spasc na samo dno jestestwa aby moc sie zbudowac na nowo?
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum na temat przemocy w rodzinie Strona Główna -> Forum ogólne o przemocy w rodzinie Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 1 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group